- Nie mam pojęcia. Jak mówiłam: znalazłam to w jej

jeśli nawet, to przecież nie jest wieżowiec... Więc pewnie nic im nie będzie, chyba że stalowa lina popęka i porazi ich prąd... - Przecież jest wyłączony! - Może i tak... Chyba że przed wyjściem go włączyłam... 112 Keenan dopiero co dotarł na Lamb's Conduit Street i rozglądał się za adresem Novakow. Uznał, że nie zaszkodzi zabezpieczyć się na dwie strony i pójść wskazanym przez Shipley tropem, ale osobiście, bo nie zamierzał wystawiać się na pośmiewisko. To ten budynek. Odnalazł numer mieszkania i zadzwonił. Brak odpowiedzi. Wybrał inny numer, potem następny. - Kto tam? - spytał męski głos. - Policja, prosze mnie wpuścić. Tylko do budynku, nie do pańskiego mieszkania. Po sekundzie rozległ się cichy trzask i drzwi się http://www.epsychoterapiawarszawa.edu.pl Aż do czasu załamania komputer stał się jedynym powiernikiem Clare. W nim przechowywała szczegółowe, regularnie uzupełniane zapisy dotyczące swoich celów -„przypadków" (włącznie z Lizzie Wade), wszystkie starannie zaopatrzone w numery, które wydawały się częściowymi datami urodzenia. Wszystkim zarzucała „brak moralnej odwagi", wszystkie miały brutalnych mężów, ale to one same, zdaniem Clare, były winne, gdyż trwały przy owych mężach, ciągle narażając dzieci, w obawie przed skutkami rozstania. - A Lynne Bolsover mąż przemocą zmusił do aborcji - dodał Keenan.

- Nie niepokójcie się, latem wilki będą napadać tylko na samotnych i bezbronnych podróżników – niepewnie powiedział Rolar. - Ty jeszcze powiedz, że złożyli ślubu wegetarianizmu. -- Najemniczka była nastawiona dość pesymistycznie. Wampir nie znalazł odpowiedzi. Honorowa eskorta mnożył się. Dwie smugi migotały wzdłuż poboczy, w lesie potrzaskiwały gałęzie pod ciężkimi łapami. - Tobie nie wydaje się, że dla takiej ilości wilków my jesteśmy samotni i bezbronni? - drżącym głosem przypuściłam. -- Pomów z nimi, co? Napomknij tak między innymi, że my starzy, niesmaczni i chorzy na dżumę... - Ja? - zdziwił się Rolar. -- Kto ci powiedział, że umiem rozmawiać z wilkami? Sprawdź - Chyba łożniacy nie odważą się otwarcie szturmować zamku, a jeżeli pod pretekstem polowania na zjawę uda nam się wprosić się na nocleg, do rana zostawią nas w spokoju. - O jakim spokoju mówisz? - z nerwowym spojrzeniem uściśliła najemniczka. Wampir jest sceptycznie parsknął: - Spieramy się, czy w zamku są dzieci lub półprzytomna babka lub ciotka z manią prześladowczą albo służąca - lunatyczka lub wiecznie pijany krewny? - Spierajmy się, czy tam jest prawdziwa zjawa? - Ja nie patrząc wyciągnęłam rękę, Rolar ścisnął ją, a Orsana położyła dłoń z góry, zatwierdziwszy spór. Drzwi otworzyły się po trzecim stuknięciu, a raczej, po rozjuszonemu kopnięciu nogą - pukać w grube deski pięścią było na próżno, zaprzestałam tego po pierwszej próbie. - Dzień dobry! – w uniżenie przeciągnęła dwójka, patrząc na nas od góry do dołu. Dwie pary są niebieskich oczu, dwa zadarte noski. U chłopaka – zwichrzona czuprynka, u dziewczynki – dwa grube proste warkoczyki za uszami. Maluchy nie miały dziesięciu lat, najwyżej dwa. - Aha! - wiele mówiąco okazał Rolar. -- Dzieci! - Diera, Słar! - zalamentowano z góry. Ktoś, podskakując, naprędce schodził po wąskich stopniach krętych schodów. -- Ile razy ja wam mówiłam - nie otwierajcie sami drzwi, przyjdzie zła ciocia wiedźma, włoży was w worek i zaniesie sobie na obiad! Dzieci spojrzały - na mnie z niemym zachwytem. Dziewczynka nawet usta otworzyła, pokazawszy dwa rzędy równych mlecznych zębów. “Zła ciocia” zmieszana cofnęła się za plecy Rolara, nie wykazując życzenia zanosić urwisów gdzie by to nie było. Zza schodów wynurzyła się kobieta nieobjętej formy. Puszyste wspaniałości jej ciała mocno obciągała jaskrawo-różowa sukienka z białym koronkowym spodem, a spód puszystych halek nie wyglądał uroczyście z pomponami i białymi robionymi na drutach pończochami. Zobaczywszy gości, dama (najwidoczniej niania) spostrzegła się, głupio szarpnęła spódnice, wyprostowała się i przestawiła się na ciężki majestatyczny chód. Niestety, na ostatnim stopniu straciła równowagę i niania, pisnąwszy, machnęła rękoma i z grzmotem opadła na podłogę – z zawistnym śmiechem dzieci. Rolar pośpiesznie poszedł, podawszy rękę ofierze natartych woskiem schodów. Wypadało mu chwycić się za poręcz drugą ręką - podnieść tak dobrze odżywioną damę bez oparcia okazało się nie tak prosto. Postawiona na nogi, niania przede wszystkim kazała dzieciom iść na górę i umyć się przed kolacją. Parka niechętnie podporządkowała się; zresztą, dobiegłszy do pierwszego piętra, zwiesili się na poręczy, podsłuchując i oglądając gości.