– Dowiodę!

Wyszła na werandę. Las wokół domu był czarny. Księżyca zaczęło ubywać i Rainie z trudem dostrzegała, gdzie kończą się czubki sosen, a zaczyna aksamitne niebo. Nocny chłód przyprawił ją o gęsią skórkę. Skrzyżowała ręce, żeby się ogrzać. Obeszła werandę raz i drugi. Dlaczego nie powiedziałaś mi o strzelbie, Rainie? Dlaczego nie powiedziałaś, że znikła z policyjnego sejfu? Nie mogła. Postąpiła jak idiotka, decydując się na tę wizytę. Quincy był silny. Uwierzyła, że poradzi sobie z tym, co od niej usłyszy. Czuła się ostatnio taka zmęczona, potrzebowała pomocy. Ale nie o wszystkim mogła mu powiedzieć. Naiwnie sądziła, że wystarczy omijać niebezpieczny temat. Zapomniała, że Quincy nie jest typem mężczyzny, który zadowoli się byle czym. Niech go diabli wezmą. Kiedy zbliżył się do niej, oddech uwiązł jej w gardle, a żołądek zrobił fikołka. Jeszcze centymetr, a straciłaby panowanie nad sobą. Mogłaby przesunąć dłonią po jego twarzy. Poczuć stalowe mięśnie ramion i ud. Byłaby tylko kobietą, a on tylko mężczyzną i może wszystko stałoby się prostsze. A gdyby zasnął, wymknęłaby się z jego pokoju. Z niektórymi nawykami trudno zerwać. Rainie weszła do domu. Wyciągnęła wszystkie zdjęcia matki i rozłożyła je odwrotną stroną do góry. Ale to nie podziałało. Tej nocy chyba nic nie mogło pomóc. http://www.endometrium.info.pl - Tak. - Dlaczego? - Wspomniałeś o tym w rozmowie ze mną, choć dopiero się poznaliśmy, więc musiałeś myśleć o tym wcześniej. Milczał dalej. Palcami pukał w kieliszek z winem. Wreszcie powiedział poważnie: - Elizabeth Quincy, jesteś wyjątkowo mądrą kobietą. - Nie, po prostu również jestem matką. - Nie wiem... - przerwał, podniósł kieliszek i wypił łyczek wina. - Nie wiem nawet, czy to chłopiec czy dziewczynka, nie mówiąc o tym, czy to w ogóle jest moje dziecko. Poza tym w moim wieku... Prawie bez przerwy podróżuję po świecie. Nie bardzo nadaję się na ojca roku. - Czym się zajmujesz?

okazję odzyskać Kimberly. - Wezmę trochę rzeczy - zawołała z garderoby Rainie. - Jeśli zadzwoni telefon, pozwól, że ja odbiorę. - Mnie tu nie ma - obiecał Quincy. - Myślisz, że Kimberly czegoś potrzebuje? Uśmiechnął się lekko. Sprawdź Bolała ją buzia po tamtej sałatce. Bolały plecy i ramiona od spania w szafie. Ale Becky nie poddawała się. Była twarda. Tata lubił powtarzać, że jest taka jak on. Prawdziwy z niej wojak. Nie wiedziała, co to znaczy wojak. Ale chciała być taka jak tata – duża, silna i odważna. Musi być taka jak on. Musi wytrzymać. Musi obronić Danny’ego. Nabożeństwo żałobne za Sally Walker i Alice Bensen miało się rozpocząć o trzynastej w małym, białym kościółku episkopalnym przy Fourth Street. Ale gdy już przed południem ławki, przedsionek, trawnik i parking wypełniły się ubranymi na ciemno mieszkańcami miasteczka, pastor Albright przeniósł całą ceremonię na cmentarz. Grabarze szybko rozbili na wzgórzu namioty. Niebieskie płótno łopotało jak oszalałe, szarpane silnym powiewem znad oceanu. Ale nikt nie narzekał. Wciąż nadjeżdżały samochody. Ogorzali farmerzy w niedzielnych