- Ale jak do tego doszło? - spytał Nick. - Jak to sie stało,

ujmującego. Prawdę mówiąc, ten zakurzony dom - który należałoby natychmiast pomalować - wydawał mu się ostatnimi czasy pułapką, a nie azylem. Powiedzenie, że dom jest dla człowieka jak twierdza, nigdy przedtem nie brzmiało tak fałszywie. Wyciągając z tylnej kieszeni puszkę piwa, myślał o Viance Estevan, nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz tego dnia. Cholera, ma w sobie kobiecość, o jakiej Peggy Sue mogłaby tylko marzyć. I mógłby się założyć, że w łóżku jest wcieloną diablicą. Przeżuł prymkę tytoniu, włożył ją sobie pod dolną wargę i przystanął, żeby podrapać Skipa, który wyrywał się na łańcuchu i chciał skoczyć na swojego pana. - Siad, łobuziaku, dobry pies - powiedział. Poczuł wyrzuty sumienia, że pies musi być uwiązany. Takie męczenie go było niesprawiedliwe: przecież zwierzak chciał tylko podkopać się pod ogrodzenie i obsłużyć sukę sąsiadów. 139 Komu to szkodziło? W końcu to naturalna potrzeba. Już on coś wiedział na ten temat. Godzina, którą spędził z Viancą w szpitalu, sprawiła, że był bardziej napalony niż byczek na polu z jałówkami w rui. Tamtego wieczoru w szpitalu Vianca wypłakiwała mu się w rękaw, a on czuł jej drżące wargi na swojej koszuli, jędrne piersi wciśnięte w brzuch i wdychał zapach jej perfumowanych włosów. Miał ochotę objąć ją, pocałować i obiecać, że wszystko będzie w porządku. Ale powstrzymał się jakoś i zachował pozory stoickiego spokoju, a przy tym miał nadzieję, że nikt z krewnych, którzy siedzieli w poczekalni, nie zauważy jego gigantycznej erekcji. Co do starej Aloise, natychmiast zabrano ją na oddział psychiatryczny; tam oświadczono, że ze względu na wiek będzie musiała zostać przeniesiona aż do Austin, gdzie jest oddział psychiatryczny dla starszych osób. Vianca http://www.einfekcjeintymne.edu.pl/media/ 366 - Mamo? - głos Cissy wyrwał ja z zamyslenia. - Co? Och, czesc kotku - powiedziała, ciagle wstrzasnieta. Była pewna, ¿e ta kobieta, w taniej bawełnianej spódnicy i sandałkach, była jej matka, ¿e to ona własnie ja wychowała. - Przepraszam, chyba... chyba sniłam na jawie. Twarz Cissy wyra¿ała niepokój i strach. Z włosów sciekały jej krople wody, spadajac jej na ramiona i wielki ¿ółty recznik, którym sie owineła. Jedna reka przytrzymywała go na piersi. - O czyms strasznym? - Nie, to tylko... wspomnienie, tak mi sie w ka¿dym razie wydaje -powiedziała Marla, usiłujac otrzasnac sie z wra¿enia, jakie pozostawiła po sobie ta wizja z przeszłosci. - Sprzed

sklepie było mnóstwo ludzi z tego przeklętego miasteczka. Zważywszy na brak motywu i narzędzia zbrodni, śledz101 two prawdopodobnie utknie w martwym punkcie. Jednak w umyśle Shepa raz po raz pojawiało się, i nie chciało zniknąć, jedno nazwisko: Nevada Smith. Przed laty pracował niestrudzenie nad sprawą Estevana, upierając się, że to Ross McCallum wykończył Ramóna, kiedy był pijany i sprzeczał się o jakiś karciany dług. W tamtym czasie wszystko układało się w logiczną całość, zwłaszcza że świadkowie widzieli, jak Ramón i Ross kłócą się zawzięcie na parkingu o dwa tysiące dolarów. Ale nawet Sprawdź - Nie! - krzyknęła Shelby, pewna, że Shep mierzy w Nevadę. Padł strzał. Obaj mężczyźni osunęli się na ziemię. Oszołomiona, odrętwiała, Shelby znów krzyknęła i podbiegła do dwóch splecionych ze sobą ciał. Kula przebiła środek czoła Rossa McCalluma. Jego oczy już nic nie wyrażały. Leżący obok Nevada przesunął się i z brzękiem łańcucha cofnął skute ręce. Shelby przytuliła się do niego i rozpłakała jak dziecko. Nie mogła się powstrzymać. - Cicho, kochanie. - Nevada odciągnął ją od zwłok Rossa McCalluma w stronę kępy drzew. - Skończyło się. Nareszcie. - Obiecujesz? - zapytała. Shep odwrócił się do nich plecami, żeby mieli trochę prywatności. - O, tak, obiecuję. - Jesteś kłamcą, Nevada Smith - pociągnęła nosem i przywarła do niego jeszcze mocniej. - Najgorszym z możliwych. I... i... i, do diabła, kocham cię.