– Nie, tylko Sama.

oczy i wystawiła twarz do słońca, a Theo przyglądał się jej. Miała na sobie krótkie granatowe szorty, białe sandałki oraz cienką górę na ramiączkach – i wyglądała nadzwyczaj powabnie. Poznał w życiu wiele kobiet, lecz Lily przewyższała je wszystkie urodą, z której najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy. Owszem, dbała o swój wygląd, ale nigdy się nim nie popisywała. Na moment odwrócił od niej wzrok. Zastanawiał się, jak zdołała tak długo pozostać samotna. Nigdy nie wspominała o żadnym swoim chłopaku, natomiast często podkreślała, że nie chce się wiązać małżeństwem ani urodzeniem dzieci. Było w tym coś dziwnego, zwłaszcza że doskonale radziła sobie z cudzymi dziećmi. Rozumiała ich uczucia oraz potrzeby i potrafiła wspaniale je zabawiać. Jego pociechy za nią przepadały i traktowały niemal jak rówieśnicę. Otworzyła oczy i spojrzała na niego. – Myślałam, że śpisz... Milczał przez chwilę. – Nie. Ja... – chciał wyznać: ,,Przyglądałem ci się’’, lecz zamiast tego powiedział: – ...zastanawiałem się, jak dziś rano poradziłbym sobie bez ciebie. Freya opędzała się ode mnie i nalegała, żebyś ty http://www.eginekologwarszawa.info.pl pomyślała Kate, przechodząc przez drzwi kawiarni, za którymi stali pogrążeni w rozmowie Marilyn i Blake. Potrząsnęła głową. Ktoś, kto ichnie znał, mógłby przypuszczać, że nie tylko się w tej chwili kłócą, ale w dodatku potwornie nienawidzą. Nic dziwnego, bo ta para dobrana była na zasadzie samych przeciwieństw. Marilyn była heteroseksualną atrakcyjną blondynką z cienkim głosikiem i ilorazem inteligencji na poziomie Einsteina. Mając dwadzieścia pięć lat, studiowała trzeci kierunek, czyli religioznawstwo. Natomiast Blake, mając lat dwadzieścia osiem, wciąż nie mógł skończyć pierwszego roku. Poza tym dumny był z tego, że jest gejem, i miał niezwykle ostry język. Nie pasował do tej konserwatywnej części wybrzeża, ale mówił, że chce tu zostać, bo bardzo lubi drzewa. Ich dyskusje obrosły już legendą. Niektórzy ze stałych klientów

kwitnących krzewów. Był tam również plac zabaw dla dzieci z drabinką, zjeżdżalnią, piaskownicą oraz leżącymi w rogu kilkoma piłkami. – Cały dom jest piękny – rzekła do Beatrice. – Owszem – przytaknęła starsza kobieta i westchnęła. – Z pewnością słyszałaś o tragicznej śmierci żony Theodore’a – powiedziała, po Sprawdź nadal siedziałby na lotnisku w Chicago. Czuł się jednak zbyt zmęczony, by cieszyć się, że nie znajduje się tam, ale w drodze do domu. JEDNA DLA PIĘCIU 27 Jazda z lotniska do domu w Edmond trwała niecałe dwadzieścia minut. Jack bardzo się spieszył. Na szczęście ruch o tak późnej porze był niewielki, a i śniegu nie napadało jeszcze zbyt dużo. A w domu z chłopcami była Malinda Compton. Już ta myśl kazała mu mocniej naciskać gaz. Nie lubił prosić ludzi o przysługi. Nie lubił się czuć komuś dłużny. Jack Brannan od lat sam sobie, radził ze swoimi problemami.