- Oto siła tego rodzaju dziennikarstwa. I ludzi, którzy mają zbyt dużo

się do służby, pewnie wyobrażał sobie, że będzie ratował ludziom życie i chronił ich przed złem. Nie przewidział frustrującego doświadczenia, jakim jest przybycie na miejsce zbrodni za późno, kiedy trzeba zmierzyć się z konsekwencjami przestępstwa. Rainie rozumiała go. Wiedziała, że George Walker nienawidził jej między innymi dlatego, że osobiście nie złożyła jemu i żonie wyrazów współczucia. Powinna była odwiedzić ich już pierwszego dnia, ale nie mogła się zmusić. Nie potrafiła usiąść na wytartej sofie i przemawiać do zrozpaczonego ojca i zalanej łzami matki. Po prostu nie potrafiła. Odwróciła się do Luke’a. Wciąż obserwował dom Shepa. Starannie utrzymany, trzy sypialnie i garaż na dwa samochody. Stonowany szary kolor. Białe framugi okien. Jedno skrzydło drzwi do garażu było jaśniejsze. Pewnie to, które Hayes w środę odmalował. Rainie zastanawiała się, czy Shepowi i Sandy ten widok nie przypomina znajdującego się pod farbą napisu. – Musimy pogadać. Luke kiwnął głową. Po wczorajszej długiej podróży wyglądał na zmęczonego. Nieogolone tak starannie jak zwykle policzki, pognieciony mundur. Mimo to spojrzenie miał bystre, a ręce pewne. Na policjanta Hayesa zawsze można było liczyć. – Jak ci poszło w Portland? Zmarszczył brwi. – Myślałem, że złożę raport po pogrzebie. – Daj spokój. Można chyba obserwować i mówić. http://www.edomkidrewniane.net.pl/media/ miała totalny bałagan. Na dodatek paskudny niesmak w ustach. Tak, kolejny piękny niedzielny poranek. Wstała z łóżka i poszła do sąsiadującej z sypialnią łazienki. Wyszorowała zęby i wzięła szybki prysznic. Wskoczyła w ubranie, które nosiła już od trzech dni: dżinsy i biały podkoszulek. Z niezadowolenia zmarszczyła nos i wyszła z łazienki. Quincy i jego córka siedzieli przy okrągłym stole w malutkiej kuchence, usytuowanej we frontowej części salonu. Wpatrywali się w ekran laptopa. Kimberly wspierała się o jego ramię, żeby lepiej widzieć. Oboje popijali kawę i żywo się spierali. Rainie zauważyła trzecią filiżankę z kawą, pewnie dla niej. Usiadła i zaczęła przysłuchiwać się dyskusji. Ojciec i córka pracowali nad bazą danych. Kimberly chciała się skupić na sprawie Sancheza, Quincy uważał, że to ślepa uliczka. Sanchez siedział

208 Wykrzyknęła. Zdziwiona. Ekstatyczna. Przez chwilą cieszył się, patrząc na wyraz jej twarzy. Potem dłużej nie wytrzymał. Przyłączył się do niej, zagłębiając się w otchłani zmysłów. Potem Rainie zasnęła pierwsza. Quincy pomyślał, że też mógłby się zdrzemnąć, ale był za bardzo rozbudzony. Promienie słońca wpadały przez Sprawdź Jakby była kimś wyjątkowym. O Boże, nie odchodź...! Trzecia butelka szampana. Pełna. Jeszcze jedna za stare czasy. Jeszcze jedna na drogę. Kochanek wziął jej twarz w dłonie. Muskał policzki kciukami. - Mandy... - wyszeptał czule. - Dołek na plecach... Nie mogła już odpowiedzieć. Krztusiła się własnymi łzami. - Zaczekaj, kotku - powiedział nagle. - Mam pomysł. Jechali samochodem. Musiała się naprawdę skoncentrować, bo wąska droga wiła się jak wąż. Było ciemno i bardzo dziwnie, bo najpierw myślała, a jej ciało reagowało dopiero po dłuższej chwili. On siedział obok na miejscu pasażera. Chciał się upewnić, że Mandy bezpiecznie dojedzie do domu. Potem miał