– Tak. – Władyka kiwnął głową, chociaż pojęcia nie miał, w którym kierunku od tego

fizyka. Westchnął. – No dobrze, panie Lampe. A gdzie w takim razie pan był tamtej nocy? No, wtedy, gdy pana Matwieja przeniesiono do pańskiej sypialni? – Jak to gdzie? Tu. – Uczony szerokim gestem ogarnął ściany piwnicy, a potem wskazał palcem na przybory. – Wszystko najważniejsze tutaj. Jednak kamienne. Ja – dobrze, ja badacz. A jemu – tu Lampe kiwnął na Berdyczowskiego – nie trzeba. Niebezpiecznie. – Ale co jest niebezpieczne?! – zawołał władyka, wsłuchując się z napięciem w majaczenia. – O jakim niebezpieczeństwie pan cały czas gada? Lampe zamilkł, patrząc z ukosa na doktora i nerwowo oblizując wargi. – Słowo? – spytał cicho przewielebnego. – Jakie słowo? – Honoru. Nie przerywać. I nie kłuć. – Słowo. Przerywać nie będę i na zastrzyki nie pozwolę. Proszę mówić, tylko powoli. I proszę się nie denerwować. Ale dla uczonego to było za mało. – Na to – wskazał pierś przewielebnego, a ten widać nauczył się już trochę rozumieć dziwną mowę karzełka, bo ucałował panagię. Lampe z zadowoleniem kiwnął głową i zaczął mówić, starając się ze wszystkich sił, by to wypadło możliwie najjaśniej. – Emanacja. Penetracyjne promienie. Moja nazwa. Marysia chce inaczej. A ja bardziej http://www.ebadaniapsychologiczne.info.pl/media/ piwa. Agent wszedł do pokoju i, nie czekając na zaproszenie, usiadł. – Ten facet to pewnie policja stanowa? – Jej wysokość Chodząca Doskonałość reprezentuje stanowy wydział zabójstw. Niech Bóg ma nas wszystkich w opiece. – Dziewięćdziesiąt procent skazanych robi wrażenie. – Podobnie jak jego ortografia. A mimo to ma się go dość po pięciu minutach rozmowy. – Problemy ze śledztwem? – Spieprzyłam je koncertowo – zapewniła uprzejmym tonem. – A teraz spoczywa pani na laurach? – Bynajmniej. Planuję następny występ. Znowu zadrżały mu kąciki ust. Rainie z zadowoleniem zauważyła, że go rozbawiła, ale nadal nie miała nastroju na pogawędkę. Pochyliła się w stronę gościa i przeszła do rzeczy.

wyglansowanych butach. Miał w sobie coś z nauczyciela. Patrzył na Rainie, gniewnie marszcząc brwi. Najwyraźniej był zdenerwowany i spieszyło mu się. – Pracuje pan w szkole? Jak się pan nazywa? – Richard. Richard Mann. Jestem szkolnym psychologiem i muszę dostać się do moich uczniów. Są ranni... – Co się tutaj stało? Sprawdź jedwabisty dotyk mgły. Pewnego razu, kiedy Sandy była w czwartym miesiącu ciąży i szalały w niej hormony, kochali się pod starym dębem i przemokli do suchej nitki. Z jakim szacunkiem i podziwem patrzył na nią Shep. A ona zaciskała mocno ręce wokół jego szczupłych bioder, słuchała, jak szybko bije mu serce i wyobrażała sobie rosnące w niej dziecko. Czy to będzie chłopiec, czy dziewczynka? Czy będzie miało po niej kręcone jasne włosy, czy gęste brązowe loki Shepa? Jak będzie się czuła, karmiąc piersią tę maleńką istotkę? To była magiczna chwila. Niestety, później rzadko zaznawali podobnych uniesień. Pukanie. Ogarnięta nagłym poczuciem winy, Sandy oderwała wzrok od okna i ujrzała swego szefa, Mitchella Adamsa, opartego o ozdobne odrzwia. Stał ze skrzyżowanymi nogami, wciskając ręce głęboko w kieszenie czarnego garnituru za trzy tysiące dolarów. Ciemne włosy sięgały mu z tyłu prawie do kołnierzyka. Szczupłe policzki były świeżo ogolone. Mitchell Adams należał do tych mężczyzn, którzy zawsze wyglądali dobrze bez