W pierwszej chwili zdumiało mnie tylko to: skąd widmo mogło się wziąć?

po kątach. Wymieniła ostatnie wrogie spojrzenia z Averym Johnsonem. Jeszcze z nią nie skończył? Cóż, ona wprost nie może się doczekać na ciąg dalszy. Dopuściła się pogwałcenia prawa? Jej wzrok stał się jeszcze surowszy. Wiedziała, co powinna odpowiedzieć, ale nie miała siły na dalszy słowny pojedynek. Pożegnała prawnika i, zostawiwszy Danny’ego pod opieką Luke’a, udała się z powrotem na miejsce przestępstwa. Przez następne pięć godzin Rainie przeczesywała teren w towarzystwie techników policyjnych. Przekazała im informacje o działaniach sanitariuszy i o własnych posunięciach, na skutek których w kluczowym rejonie korytarza pozostały ślady prochu i odpryski gipsu z sufitu. Technikom nie było do śmiechu. Oddała im swojego glocka kaliber 40, żeby porównali drobiny prochu. A w końcu pomogła zebrać pięćdziesiąt pięć łusek – pamiątkę po strzelaninie, przez którą trzy osoby straciły życie, sześć odniosło rany, a całe miasteczko pogrążyło się w rozpaczy. Funkcjonariusze znaleźli cztery puste magazynki do dwudziestki dwójki i trzy szybkie ładowarki, do rewolweru kaliber 38. Dziwnie poczuli się na widok ładowarek, które miały zmniejszyć ryzyko pracy policjantów, a tymczasem ułatwiły zbrodnię, dokonaną prawie pod ich nosem. O dwudziestej Rainie zorganizowała na boisku improwizowaną odprawę. Przedstawiła się jako dowódca operacji i zrelacjonowała popołudniową akcję ujęcia Daniela O’Grady. http://www.e-szambabetonowe.edu.pl/media/ Izrael odpowiedział obojętnie: – Nietoperzy tu nie ma. A co w pieczarze nocami się dzieje, tego nie wiem. Takie to miejsce, że wszystko być może. Przecież to nie byle co, tylko kawałek sfery niebieskiej. – Co? – zdziwiła się pani Polina. – Kawałek sfery niebieskiej? Starzec skrzywił się; chyba żałował, że powiedział coś niepotrzebnego. – Nie powinnaś o tym wiedzieć. Idź sobie. O tym, co tu widziałaś, nikomu nie opowiadaj. Zresztą wiem, że nie będziesz, mądra jesteś. Nie zabłądź tylko. Do wyjścia na prawo się idzie. Drzwi zatrzasnęły się i Polina Andriejewna została w zupełnej ciemności. Zapaliła świeczkę, wsłuchała się w niezrozumiały dźwięk. Poszła. Ale nie na prawo: na lewo. Wasilisk Galeria, którą starzec Izrael nazywał Dojściem, prowadziła w głąb pieczary, stopniowo wznosząc się coraz wyżej. Teraz po obu stronach ciągnęły się gołe ściany i pani Polinie

Francuzi. Jest ich dwóch, więc co najmniej jeden musi być tajniakiem. Gruszczyński na wszelki wypadek obydwu wciąga za łokcie w głąb labiryntu pokoi, w których trwonione są żołdy wypłacane polskim emigrantom przez francuski rząd, posagi kochających Sprawdź Przy okazji proszę mi przypomnieć, żebym opowiedział pani o innym przypadku dziwactw pamięci... Widać było, że Korowin dosiadł ulubionego konika i teraz nieprędko się zatrzyma, ale Polina Andriejewna wcale nie chciała, żeby się zatrzymywał. – On mówi, że Wuferianie obserwują życie na Ziemi już od bardzo dawna, od stuleci. – A dlaczego się nie objawiają? – Z ich punktu widzenia jesteśmy jeszcze zbyt dzicy. Najpierw powinniśmy rozwiązać własne problemy i przestać męczyć się wzajemnie. Dopiero potem dojrzejemy do obcowania międzyplanetarnego. Wedle ich obliczeń powinno to nastąpić nie wcześniej niż w roku dwutysięcznym osiemdziesiątym, a i to w najbardziej sprzyjającym wypadku. – Ach, jak późno! – zmartwiła się Polina Andriejewna. – Żadne z nas tego nie dożyje. Donat Sawwicz uśmiechnął się. – Pani daruje, przecież to majaczenia chorej fantazji, choć, co prawda, bardzo składne. W