- Tak. Mam adres komisariatu. - Marla wyciagneła z

zupełnie mnie oslepił. Skreciłam, ¿eby w niego nie uderzyc, a kierowca cie¿arówki zrobił to samo. Nie wiem, co sie stało z tym człowiekiem. Wyskoczył z tej strony, z której nadjechała cie¿arówka, a potem widziałam go na drugim pasie. Paterno zadał jej jeszcze kilka pytan i poprosił, ¿eby przyjechała zło¿yc zeznanie. Marla po¿egnała go, obiecujac, ¿e zadzwoni, jesli tylko cos jeszcze jej sie przypomni, po czym wróciła do salonu. - Nick mówi, ¿e przypomniałas sobie wypadek. - Eugenia spojrzała na nia zaskoczona. - Tak. - Marla skineła głowa. - Prawie wszystko. - Ale nie pamietasz, po co jechałas do Santa Cruz? - Eugenia postawiła talerzyk na podłodze, a Coco szybko zjadła pozostały kawałek ciastka i zlizała okruszki. - Nie. - Marla potarła dłonia kark. - Nie pamietam te¿, dlaczego byłam z Pam ani jak ja poznałam. Ale mam zamiar sobie przypomniec. W ten czy inny sposób. Gdzies na tyłach domu trzasneły drzwi i rozległy sie szybkie kroki. Coco warkneła ostrzegawczo, ale uspokoiła sie, http://www.e-plytywarstwowe.net.pl/media/ narkotyków. Brakowało te¿ dowodów na to, ¿e jechała nieostro¿nie. Zwłaszcza ¿e nie było swiadków. Ale jedna osoba zgineła na miejscu, a Charles Biggs, jedyny swiadek, został zamordowany. Paterno, obróciwszy sie na krzesle, siegnał po raporty dotyczace wszystkich osób spokrewnionych z Marla Amhurst Cahill. Smietanka towarzyska. Marla pochodziła z bogatej rodziny z hrabstwa Marin. Jej ojciec, Conrad James Amhurst, przebywał obecnie w ekskluzywnym domu opieki z widokiem na przystan w Tiburon. Jesli informacje, jakie miał na jego temat Paterno, były prawdziwe, stary ju¿ jedna noga znajdował sie w grobie. Rak trzustki. W najlepszym wypadku Conrad Amhurst po¿yje jeszcze trzy miesiace.

do ¿ony. - Posłuchaj, kochanie, nawet jesli teraz niewiele pamietasz, to... - Nie chodzi o to, ¿e niewiele pamietam, Alex - przerwała mu Marla, z trudem wymawiajac jego imie. - Ale o to, ¿e nie pamietam zupełnie niczego, co wiazałoby sie z moim ¿yciem, Sprawdź - Wierz mi, Cissy. Bardzo sie staram. - Akurat. - Naprawde. - Jasne. - Cissy zamkneła oczy, przytulajac do siebie pluszowego lwa. Po jej policzkach spłyneły dwie du¿e łzy. Pociagneła nosem. Marla ruszyła w strone łó¿ka, ale Cissy najwyrazniej wyczuła to, bo szybko otworzyła oczy. - Po prostu zostaw mnie w spokoju, dobrze? - wyszeptała gniewnie. - Kochanie, prosze... - Nie, mamo. Po prostu... - Otarła łzy wierzchem dłoni, rozmazujac tusz do rzes po policzku. - Po prostu idz ju¿ sobie.