– Jak ci poszło w Portland?

nic mi to nie pomoże. Wystarczy, że pismo jest podobne do mojego. Biuro zajmie się sprawą, ale w tym czasie ja zostanę aresztowany, rozbrojony i zdyskredytowany. Sprawca jest nie tylko inteligentny, ale skuteczny w działaniu. Wie, że popełnia błędy, ale mimo to robi swoje. Przyznaję, że do pewnego stopnia po prostu go podziwiam. 158 Kimberly wróciła do sypialni. Plastikową torbę wrzuciła do walizki. - Co dalej? Na liście nie zostało już nic. Pozapinali bagaże i ułożyli je przy drzwiach. Za trzy godziny pojadą na lotnisko Kennedy'ego, oddadzą wypożyczony samochód i wsiądą na pokład samolotu lecącego o szóstej do Portland. Na zewnątrz wciąż szalała burza. Quincy nerwowo zerkał w okno. Rainie wiedziała, że nie przejmuje się grzmotami i błyskawicami. Martwił się raczej, że odlot może się opóźnić. Usiedli przy małym kuchennym stoliku. Kimberly każdemu nalała kawy, chociaż od nadmiaru kofeiny wszyscy byli nieco rozdrażnieni. Współloka¬ tor Bobby zniknął. Quincy zasugerował mu, że ze względów bezpieczeństwa nie powinien zostawać tu sam. Mogąc wybierać między strachem w tym mieszkaniu a nieograniczonym seksem u swojej dziewczyny. Bobby wybrał drugą opcję. Był mądrym młodym człowiekiem. http://www.dragonmc.pl wprawdzie bez upoważnienia, ale nie zasługuje na kulkę w łeb. Chuckie posłusznie pokiwał głową. – Na miejscu przestępstwa trzeba pamiętać o trzech rzeczach: niczego nie dotykać. Niczego, cholera, nie dotykać. I niczego, kurwa, nie dotykać. Zrozumiano? Chuckie znowu przytaknął. Rainie zerknęła na zegarek. Za trzy druga. Na parkingu wciąż wrzało. Trudno było zebrać myśli przy zgiełku syren, krzykach i płaczu. Teraz dopiero zauważyła czerwone plamy na chodniku – krwawy szlak ze szkoły na podwórze, ślady uciekających przed zabójcą rannych dzieci. A co z resztą? Co z tymi, których według Richarda Manna widziały na korytarzu nauczycielki? O tym Rainie wolała jeszcze nie myśleć. W prawym ręku ściskała glocka, dyskretnie ukrywając kaburę z dwudziestką dwójką. Miała nadzieję, że to jej wystarczy. Skinęła na Cunninghama i z krótkofalówką w ręku wkroczyła do budynku.

jabłoni. Dzieciaki muszą skądś brać te pomysły. Trzeci z gości spojrzał surowo na swych towarzyszy. Miał starą, ogorzałą twarz człowieka pracującego na świeżym powietrzu. – Shep to przyzwoity facet – powiedział cicho. Pozostali dwaj wzruszyli ramionami i zaczęli przyglądać się swoim butom. Najwyraźniej nie mieli ochoty na spory. Nieznajomy przy barze znowu się odezwał. Sprawdź - Zawał. Miała zaledwie trzydzieści cztery lata. Nikt się nie spodzie¬ wał. - To chyba nie była wina twojego ojca? - Byłem jeszcze chłopcem. Uważałem, że ojciec może wszystko, więc uznałem, że to on jest wszystkiemu winien. Wielokrotnie pytałem go, dla¬ czego zmarła. Zawsze odpowiadał tak samo: Bo umarła. - Zdarza się - stwierdziła Rainie. - Można tak powiedzieć. Dopiero po latach zrozumiałem, że była jedyna dobra odpowiedź. Czasami różne rzeczy dzieją się bez konkretnego 164 powodu. Czym jest karma dla małego chłopca? Czym jest boska mądrość Boga? Czym jest nieodpowiedzialność przeznaczenia? Dlaczego moja matka umarła? Bo umarła. Ojciec na swój sposób udzielał mi cennej lekcji.