A więc jednak czegoś się boi.

powiesił marynarkę na oparciu krzesła. Potem wszedł do miniaturowej łazienki, sprawdził zapas mydła i szamponu. W końcu wrócił do pokoju i obejrzał zamki w drzwiach i oknie. Zabezpieczający okno haczyk wydawał się starszy od samego motelu. Quincy skrzywił się. Stan drzwi ucieszył go w równym stopniu. Pojedynczy, łatwy do zerwania łańcuch. Zasuwa, z którą mógł poradzić sobie dwulatek. – Czy w tej okolicy ktoś ma pojęcie o podstawowych zasadach bezpieczeństwa? – Chciałbyś zniszczyć cały małomiasteczkowy urok? Rada miejska nigdy by się nie zgodziła. Poza tym, jaki idiota okrada agenta federalnego? – Będę potrzebował kija od szczotki, żeby zablokować to okno – powiedział poważnym tonem.. – A klamkę podeprę krzesłem. – Nie nosisz przy sobie broni, agespie? – Owszem, ale zdobycie kija wymaga mniej papierkowej roboty. Quincy wyszedł przed pawilon, znalazł odpowiednio solidną gałąź i w miarę możliwości, prowizorycznymi metodami, zabezpieczył pokój. Najwyraźniej poważnie traktował własne bezpieczeństwo. Rainie widziała zdjęcia, które przy sobie nosił, więc poniekąd go rozumiała. Gdyby codziennie musiała patrzeć na ofiary mordów, też miałaby obsesję na punkcie zasuw i zamków. Quincy otrzepał ręce. Zrobił wszystko, co mógł w tych okolicznościach. Jego spojrzenie bezwiednie powędrowało w stronę telefonu. Rainie zauważyła, jak szybko odwrócił oczy. Niestety nie było tu zbyt wiele rzeczy, na których mógł zawiesić wzrok. Ginnie nie należała http://www.domy-drewniane.info.pl/media/ bardzo sławnego świętego przybytku, położonego na najdalszej północy naszej rozległej, ale słabo zaludnionej guberni. Tam, wśród wód Jeziora Modrego, dla swych rozmiarów podobniejszego do morza (lud tak je właśnie nazywa: Modre Morze), na porośniętych lasem wyspach, z dawien dawna chronili się przed ziemskim zgiełkiem i ludzką złością święci starcy. Z czasem klasztor stopniowo popadał w zapuszczenie, tak że na całym archipelagu, w samotnych celkach i eremach, przebywała tylko maleńka garstka anachoretów, nigdy jednak do końca nie opustoszał, nawet w czasach smuty. Była pewna szczególna przyczyna takiej żywotności, a przyczyna owa miała na imię Pustelnia Wasiliskowa, o niej jednak opowiemy trochę niżej, ponieważ pustelnia zawsze istniała jakby niezależnie od właściwego klasztoru. Ten zaś w dziewiętnastym stuleciu, w sprzyjających warunkach naszego w spokoju i ładzie upływającego czasu, zaczął jakoś wyjątkowo wspaniale rozkwitać – z początku dzięki modzie na północne świątynie, która upowszechniła się wśród zamożnych pielgrzymów, a całkiem ostatnio – staraniem obecnego

ty?). Ja już cały Kanaan złaziłem, a Wyspę Rubieżną ze wszystkich stron przez lornetę obejrzałem, omal z łódki w wodę nie chlupnąłem. Widziałem wszystkich trzech pustelników, jak z nory swojej wyłażą i zażywają przechadzki. Skurczeni we dwoje, ledwie kuśtykają, nie ludzie, tylko krety jakieś. Mogę się pochwalić: przełożony tych świętych starców (nosi kaptur oblamowany białym szlaczkiem) zaszczycił mnie swą przenajświętszą uwagą – kosturem mi pogroził, żebym za Sprawdź ciała, lecz dusze nieśmiertelne. Dusza pierwszego jest złożona ciężką chorobą, drugi zaś swoją w ogóle zniszczył. To stokroć gorsze niż sama śmierć... Omyliłem się, okrutnie omyliłem. Myślałem, że człowiek wojskowy, prostolinijny i bez fantazji, nie może ulec duchownej rozpaczy i mistycznemu przerażeniu. Ale nie wziąłem pod uwagę, że ludzie takiego rodzaju, zetknąwszy się ze zjawiskiem naruszającym cały ich prosty i jasny obraz świata, nie uginają się, tylko łamią. Miałaś po tysiąckroć rację, córko moja; widać nasz pułkownik natrafił na węzeł gordyjski, którego rozwiązać nie potrafił. Honor nie pozwalał mu się wycofać, więc zamachnął się i rąbnął z całej siły. A imię tego gordyjskiego węzła – świat Boży... W tym miejscu przewielebny nie wytrzymał, zapłakał, a ponieważ dla siły swego charakteru do szlochania skłonności nie miał, a nawet w ogóle pozbawiony był daru łez, to wyszło mu coś bardzo nieprzyjemnego: najpierw głuchy jęk połączony z gardłowym chrypieniem, potem długie smarkanie w chusteczkę. Ale sama niezręczność tego płaczu po