Ten błysk ulgi zastanowił Malindę. Zawsze uważała,

– Tato, palec mnie jeszcze boli, więc czy będę mogła przenocować dziś u Lily? Przez chwilę przyglądał się jej bacznie. – No, nie wiem – rzekł wreszcie. – Tak ci źle z nami? – Nie... oczywiście, że nie – odparła ostrożnie. – Pomyślałam po prostu, że gdyby mój palec w nocy znów zaczął krwawić, nie musiałbyś jej wzywać i budzić wszystkich. – Jeśli Lily się zgodzi... – powiedział z nikłym uśmiechem. – Naturalnie, że się zgadzam – oświadczyła, po czym rzekła żartobliwie do Frei: –Mam nadzieję, że nie chrapiesz? Wracając z jadalni po kolacji dzieci, spotkali w holu Barry’ego. – Witam! – zagadnął jowialnie. – Ależ wspaniałą pogodę nam przywieźliście! Jesteście wszyscy opaleni na brąz. W piątek kolacja będzie dopiero o dziewiątej. Wynająłem też miejscowy świetny zespół, który później zagra nam do tańca. – Już nie możemy się doczekać – odrzekł Theo. Zerknął na Lily. W gruncie rzeczy nic nie wiedział o jej upodobaniach i muzycznych gustach. Mniejsza z tym, pomyślał. Wkrótce i tak jej przy mnie nie będzie. – Jak tam twoja zraniona noga? – zapytał kierownik hotelu Freyę. http://www.dobrabudowa.com.pl – Oo! – Proszę, już jesteś zdziwiony. A to dopiero początek... – Słucham cię uważnie. Skinęła głową, wypiła trochę wina i odstawiła kieliszek na stolik. Znowu zapadła się w kanapę i spojrzała na sufit. – Richard mnie zdradzał... – Bardzo mi przykro. – Ale nie jesteś zaskoczony? – Nie. Czy Julianna...? – Tak. – Na moment zakryła oczy wierzchem dłoni. – Pamiętasz, wtedy w Tulane... – głos zaczął jej się łamać – chyba miałeś rację. Luke zaklął pod nosem. – Nie, Kate, powiedziałem to w gniewie. Dlatego że sam czułem się

– Witam ponownie. Co pani robi tutaj sama? – zapytał Theodore Montague. Miał na sobie białe spodnie, czarną koszulę rozpiętą pod szyją i skórzane sandały. Na jego widok serce Lily zatrzepotało – jednak nie ze strachu, lecz pod wpływem jakiegoś innego, nieznanego jej uczucia, które na próz˙no starała się stłumić. Sprawdź Wszystko było w porządku. – Dzięki Bogu, dzięki Bogu... – szepnęła. Zamknęła oczy, próbując uspokoić wzburzone serce. Gdyby John rzeczywiście ją wyśledził, już dawno by nie żyła. Na pewno rozciąłby jej łono, żeby ukarać za nieposłuszeństwo i zdradę. Wystarczyło przypomnieć sobie ludzi z poderżniętymi gardłami z fotografii Clarka Russella. – Julianno, ostrzegam, nie dopuść, żebym znowu się rozgniewał – uprzedzał ją John. – Bo zobaczysz, co będzie. Zakryła oczy rękami. Nie, jeszcze jej nie znalazł. Przecież zrobiła prawie wszystko z tego, co radził jej Clark: uciekła z Waszyngtonu, nie zatrzymywała się zbyt długo w jednym miejscu, nie korzystała ze swoich kart kredytowych, aby nie zostawiać śladów w