– A, prokurator! – zawołał, zobaczywszy Berdyczowskiego. – Trzy minuty po drugiej.

Podhorecki też kładzie przed sobą kartę. Na rewersie tańczą rozradowane szkielety. Przewraca ją. Dama pik. Sięga do kieszeni i zakrywa jej krynoliny nową sukienką ze srebra. 30/86 – Srebro zostaw dla swoich dziwek! – krzyczy nieukontentowany Rozumowski i wbija swojemu królowi w serce kolumnę złotych pięciofrankówek. – To jest dish fit for thegods! Bankier skończył tasować talię i rzuca na stół kartę za kartą. Na lewo, na prawo, znowu na lewo. Rozmodlone oczy graczy utkwione są po lewicy Swiderskiego. Wystarczy, że spadnie tam bliźniaczka karty, która leży przed nimi, a ich stawka zostanie cudownie pomnożona. – No, jest, panienka moja! – Podhoreckiego rozgrzewa kolejne zwycięstwo. – Na parol, http://www.dobrabudowa.biz.pl niesłychanie wprawdzie skąpe, niewiele lepsze od czerni, ale mimo wszystko światło. Dzięki temu ciemnoszaremu oświetleniu Polina Andriejewna z czasem zrozumiała, że leży w ciasnym, obitym deskami pomieszczeniu, najprawdopodobniej w ładowni niewielkiego, rybackiego stateczka (inaczej jak wytłumaczyć zastarzały zapach rybich łusek?). Łupinka była, zdaje się, bardzo marna. Szczeliny przeświecały nie tylko w suficie, ale gdzieniegdzie także w górnych częściach burt. Na wysokiej fali taki pancernik z pewnością nałykałby się wody, a może i po prostu zatonął. Jednak perspektywy nawigacyjne wątłego statku zaprzątały teraz głowę pani Lisicynej o wiele mniej niż jej własne losy. A cała sprawa, i tak kiepska, przybierała tymczasem nieoczekiwany i nadzwyczaj nieprzyjemny obrót. Pisk, który słychać było już przedtem, nasilił się i na rogoży poruszył się maleńki cień. Za nim drugi i trzeci. Rozszerzonymi z przerażenia oczami więźniarka widziała, jak po jej piersi, powoli

silne wrażenie. Był z pewnością genialny: oświetlone okna dwóch namalowanych pawilonów, księżyc nad ich dachami, ciemne sylwetki sosen tchnęły tajemnicą, niepokojem, umieraniem – nie był to po prostu wieczór, tylko jakiś wszechogarniający Wieczór, zwiastun wiecznego mroku i ciszy. – Czemu w sztuce nieprzyjemne i szpetne wstrząsa bardziej niż to, co piękne, co raduje wzrok? – wzdrygnęła się Polina Andriejewna. – W przyrodzie to się nie zdarza, tam też Sprawdź akademik niż tradycyjne zakłady wychowawcze, o których szeptali co bardziej doświadczeni. Tam, w zaadaptowanych starych więzieniach, ściany i podłogi były z betonu, a toalety nie miały drzwi. W poprawczaku w Cabot dawało się żyć. Niektórzy wychowankowie nosili nawet własne ubrania, byle nieozdobione symbolami gangu lub ordynarnymi napisami. Pokój rekreacyjny miał mnóstwo okien z pleksiglasu i żywe rośliny w doniczkach. A jeśli ktoś zdobył odpowiednią ilość punktów, mógł oglądać telewizję, czy nawet wypożyczyć film wideo. Niezawodni przewodnicy czuwali nad planem dnia. Posiłki, zajęcia, odpoczynek. Jeśli posłusznie wypełniało się polecenia, nikt się do człowieka nie czepiał. Wolny czas można było spędzać w samotności. Siedzieć u siebie. Gapić się na swój niebieski szpitalny kombinezon. Obserwować pająki. Słowem pełny luz. Tyle że nie było stamtąd wyjścia. Schludne pokoje nie bez powodu miały okna z pleksiglasu. A wszystkie zewnętrzne drzwi obito grubą na cal stalową blachą. Wokół