zostawić hienom na pożarcie.

- Nigdy w życiu nie czytała Szekspira. Nie wykazała żadnych zainteresowań. Panna Gallant zmrużyła oczy. - Mogę jej czytać Szekspira po godzinach pracy. A skoro już o tym mowa, chciałabym mieć wolne poniedziałki. - Po co? Tak mocno zacisnęła szczęki, że niemal usłyszał zgrzytanie zębów. Z trudem powstrzymał się od uśmiechu. - Ponieważ prosił mnie pan o lekcje etykiety, informuję, że to bardzo niegrzeczne pytanie i nie zamierzam na nie odpowiedzieć. Uparta, nieznośna kobieta. - Po prostu dbam o własne interesy. Nie chcę, żeby w wolnym czasie szukała pani innej pracy. - Pan wszystko robi we własnym interesie. Poza tym nie szukam innej pracy. Zresztą i tak nikt by mnie nie zatrudnił. - Zrobiła pauzę, czekając na reakcję. - Czy mogę mieć wolne w poniedziałki? - spytała w końcu. Wytrzymał jej spojrzenie. - Nie. Oczy jej zapłonęły. - W takim razie, milordzie, muszę zrezygnować z posady... - Zgoda - przerwał jej gniewnie. - Tak, do diaska! http://www.dobra-ortopedia.com.pl/media/ Zamknęła oczy i pozwoliła, żeby muzyka sama spływała spod jej palców. - Poradzę sobie. Ostatecznie będę w Londynie jeszcze tylko przez kilka dni. - Spodziewała się protestu, ale Lucien milczał. - Wolałbym, żebyś mi tego nie przypominała - stwierdził po dłuższej chwili. - Więc nie będziemy mówić o moim wyjeździe. - Alexandro, gdybym cię nie poprosił, żebyś za mnie wyszła, zostałabyś dłużej? - Nie wiem. A Virgil i lady Welkins? Lucienie, nie wyjeżdżam tylko z twojego powodu. Tu nie jest moje miejsce. - Myślę, że właśnie tu jest twoje miejsce. Nie wiedziała, co odpowiedzieć. W końcu hrabia wstał i ruszył do drzwi. - Dobranoc, Alexandro. - Dobranoc, Lucienie. Do dnia przyjęcia urodzinowego miał wiele spraw na głowie. Żałował, że nie może się

Lucien wychylił połowę szklaneczki. - Gdzie moja kuzynka? Robert wziął z tacy kieliszek madery. - Razem z panną Gallant poszły zobaczyć, co u twojej ciotki. Rozkoszna dziewczyna. Czego tak się bałeś? Hrabia zmierzył przyjaciela wzrokiem. Sprawdź - Właśnie. - Santos pokręcił głową. - A nam się wydaje, że przestępcy to świry. - Detektywie Santos? - Podszedł do niego oficer, którego spotkał już kilka razy wcześniej. - A, Grady. Co macie? - Znowu dziewczyna z ulicy. Wygląda na to, że to ten sam gość, co zawsze. Czwarta ofiara w tym miesiącu. - Umiem liczyć - osadził chłopaka Santos. - Co jeszcze? - Znalazło ją dwoje pijanych turystów. Omal nie przewrócili się o ciało. Facet robił w portki ze strachu. Żałosne. - Turyści, szlag ich... Burmistrz dobierze się nam do tyłków. - Podobno już tu jedzie. Santos zaklął ponownie. - Gdzie oni są? - zapytał, a oficer wskazał na parę kulącą się pod kocem na ławce przed katedrą. - Chcę z nimi porozmawiać. - Zrobione. - Ciało? - Zostawił ją w samych drzwiach katedry. Zero szacunku.