Tak, wszystko sobie ułożył.

- Zobaczymy się później? - Postaram się. Pocałował ją raz jeszcze, ale już się od niej odsuwał, jak ktoś chwycony w potrzask. Widziała to w jego oczach, czytała w jego twarzy. Przeklinała własną niepewność i przeklinała Glorię St. Germaine. - Zadzwoń do mnie. - Na pewno. Wyszedł, a ona patrzyła za nim z takim uczuciem, jakby traciła go na zawsze. ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY TRZECI Santos i Jackson siedzieli naprzeciwko siebie przy odrapanym, zawalonym stertami papierów biurku. Wokół panowało zwykłe zamieszanie. Pracowali w tym zamęcie od tylu lat, że przestali zwracać nań uwagę. Santos zrobił trochę miejsca i położył na środku blatu zdjęcia sześciu ofiar Śnieżynki. Podał Jacksonowi to, na którym była ostatnia. - Mamy już wyniki sekcji. Jackson przez chwilę oglądał zdjęcie, potem podniósł głowę. - Jakie wyniki? - Walczyła przed śmiercią. - Santos wręczył przyjacielowi kolejne zdjęcia dokumentujące siniaki na rękach, na plecach i ramionach. - Musiała się zorientować, co jej grozi. - A jabłko? - Dwie ostatnie dziewczyny nie chciały ugryźć. Musiał to zrobić za nie. Wcisnął im potem odgryzione kęsy do gardła. - Troskliwy. Santos zacisnął usta. - Musiało mu się to bardzo nie podobać. Podobnie jak to, że ostatnia dziewczyna zaczęła się z nim szamotać. Lubi, żeby jego ofiary były czyste, niepokalane. Niepokalane... - powtórzył z namysłem. - A wybiera prostytutki. - Oczyszcza je. - Jackson zaczął bębnić palcami po blacie biurka. - Przygotowuje na spotkanie z Bogiem. http://www.deska-tarasowa.info.pl Przez chwilę milczała, jakby pytanie Santosa ją dotknęło. - O ile wiem, nie narzekają. - Zjechała na parking, zgasiła silnik. - Dlaczego mieliby nie spać? - Gdybyś była moim dzieckiem, nie zmrużyłbym oka. - Traktujesz mnie jak smarkatą. - A ty jesteś całkiem dorosłą szesnastką? - Tak myślę. - Uniosła zadziornie brodę. - Ty taki nie byłeś? Santos pomyślał o śmierci matki, obijaniu się po domach zastępczych, o swojej ucieczce. Sporo zdążył przeżyć, tymczasem ta rozpieszczona panna pewnie nigdy w życiu nie zaznała jednego momentu dyskomfortu, o przerażeniu nie wspomniawszy. - Piłem mleczko z miseczki. Spojrzała na niego uważnie. - Nie lubisz mnie? - Nie znam cię. - Prawda, nie znasz mnie. Odwróciła twarz, ale zdążył dojrzeć w jej spojrzeniu coś, co przeczyło roli, jaką usiłowała grać: bezradność, lęk, zagubienie. Pomyślał, że być może się pomylił, być może i ona przeżyła swój horror. Niezbyt zadowolony z własnych obserwacji otworzył drzwiczki. - Przejdziemy się?

Włączyła zmywarkę i poszła sprawdzić, czy wszystkie drzwi są zamknięte, a alarmy działają. Kiedy wróciła do salonu, trzęsły się jej ręce na myśl, że Bryce'owi lub Karolinie mogłoby grozić niebezpieczeństwo, gdyby Faraday ją tu znalazł. Usiadła na kanapie i wyjrzała przez okno. Na zewnątrz zainstalowano lampy, które oświetlały przystań. Łódka i jacht spokojnie kołysały się na wodzie. Bryce poszedł do salonu, wiedząc, że znajdzie w nim Klarę. Nie przypuszczał tylko, iż dziewczyna będzie taka smutna. - Napijesz się wina? - spytał. Drgnęła jak wystraszone zwierzątko. - Nie słyszałam cię - powiedziała, ściskając w dłoniach poduszkę. - Przepraszam - rzekł i podał jej wino. Wypiła je do połowy, z westchnieniem odstawiła kieliszek i wtuliła się w kanapę. - Dziękuję. Waśnie tego potrzebowałam - przyznała, uświadamiając sobie, że ma wyjątkowo napięte nerwy. Sprawdź Dziewczyna westchnęła. - Kim będziesz tym razem? - Jeszcze nie byłam lady Pembroke. Spróbujmy. - Ale przecież nie mogę jej poślubić - zaprotestowała Rose. Panna Delacroix przez cały czas pamiętała o swoim głównym celu. - Możesz wyjść za jednego z jej synów, na przykład za markiza Tarrentona. - On jest nudny. - Ale bogaty. - O, to już lepiej. W porządku. Alexandra przeniosła nakrycie w inne miejsce. Tym razem usiadła po lewej stronie swej uczennicy. - Poza tym nigdy nie zakładaj, że słucha cię tylko osoba, z którą rozmawiasz. Każde twoje słowo może zostać powtórzone i skomentowane.