cygar.

koszyczek z orzeszkami w łupinach. Zatrzymał się tuż przy podstawce do serwetek. - Coś jeszcze? - zapytała. - Chyba nie - odparł Nevada. - Dajcie znać, jak się namyślicie. - Damy znać. - Nevada napełnił swoją szklankę i znowu utkwił wzrok w Shelby. - Mów dalej. Poczuła, że sztywnieją jej plecy. Starała się mówić jak najciszej. - Ty i ja. Mieliśmy dziecko - wyznała. Sięgał właśnie po orzeszka i jego ręka zastygła w powietrzu. Zmrużył oczy i patrzył na nią jak sparaliżowany, z takim natężeniem, jakby brał ją na cel. - Co? - wychrypiał. - Mówię prawdę. - O Boże. - Dziewczynkę. Przez chwilę panowała cisza. Ogłuszająca cisza potępienia. Patrzył jej w oczy, szukając w nich choćby śladu kłamstwa. - I nie powiedziałaś mi o tym? - wyszeptał w końcu. Twarz miał napiętą, jego spojrzenie zdradzało narastający gniew. - Nie. - Gdzie ona jest? - Jego wargi ledwo się poruszały. - Nie wiem. - Nie wiesz? - Zapomniał o piwie i o orzeszku. Wyglądał tak, jakby za chwilę miał przeskoczyć stół i potrząsnąć nią. - Jak to, nie wiesz? http://www.ciosmy.pl/media/ Stary sędzia Cole Okropną starą duszę miał... Ten wierszyk nawet teraz budził w niej niechęć, ale starała się nie brać go do serca. Chwilowo koncentrowała się tylko na odnalezieniu Elizabeth. A co z Nevadą? - szydziła z samej siebie, ale nie zamierzała jeszcze raz paść ofiarą dawnych uczuć. Musiała mieć do czynienia z Nevadą - był przecież ojcem jej córki. I niczym więcej. Dopóki nie odnajdzie dziecka, nic innego się nie liczy. Nic. Caleb Swaggert prawie zasypiał, kiedy Nevada wszedł na jego szpitalną salę. Niegdyś dobrze zbudowany, Swaggert wyglądał teraz jak szkielet; jego pucołowata twarz wychudła, skóra zrobiła się ziemista, a w dodatku wypadły mu prawie wszystkie włosy. Pokój oświetlały dwie fluorescencyjne lampy zamontowane po obu stronach łóżka, a na małym stoliku stał wazon ze zwiędniętymi kwiatami, szklanka z plastikową słomką, leżała paczka chusteczek i Biblia. Było tu sterylnie. Cicho. W tej sali jedni dochodzili do zdrowia, a inni umierali.

242 - To powinno zniesc ból, ale mo¿e sie pani czuc troche słabo. - Zanotował cos w karcie i wsunał ja do segregatora. Segregatora z jej szpitalnymi dokumentami. Sa tam wszystkie informacje, jakich potrzebuje. Spora czesc tej ciagle rozsypanej układanki, jaka jest jej ¿ycie. Sprawdź odparła Marla i umilkła. Jej ojciec uwa¿a ja za kogos obcego, za intruza. Zachowywał sie tak, jakby była kims innym. Jakby kobieta, która nazwał dziwka, próbowała mu wmówic, ¿e jest 322 jego córka. Czy majaczył, czy mówił o czyms, co naprawde zdarzyło sie w jego ¿yciu? - Wiedziałas o tym, ¿e lwia czesc majatku Conrada dostanie sie po jego smierci Jamesowi? - spytał Nick. - Jamesowi? Majatek mojego ojca odziedziczy mój syn? - To jakies szalenstwo. - Tak. - Chwileczke. - Marla podniosła obie rece w obronnym gescie. -Skad to wiesz?