Niezapięta lniana koszula odsłaniała szyję i lekko siwiejące owłosienie na

– Bardziej niż aresztowania – ciągnęła już całkiem spokojnie – to miasto potrzebuje wyjaśnienia podłoża tragedii i ja zamierzam dociec, w czym rzecz. A teraz żegnam, detektywie. Możesz sobie darować dalsze próby urabiania Rodrigueza. To naprawdę nic nie da. Wróciła za biurko i ciężko opadła na krzesło. Chwilę później z satysfakcją usłyszała, jak Sanders na dole wściekle wali drzwiami. Ale nie poprawiło jej to nastroju. Wojna z detektywem zaczynała ją już męczyć. I niepokoić. Ten gnojek miał trochę racji: wczoraj spieprzyła sprawę. Wykonała zadanie najlepiej jak potrafiła, jednak dla organów sprawiedliwości nie miało to żadnego znaczenia. Schwytała podejrzanego, ale zniszczyła dowody. Wkrótce władze uznają, że Rainie nadaje się tylko do papierkowej roboty. A mieszkańcy Bakersville zakwestionują jej wiarygodność. Będą szeptać. Oczywiście, to małe miasteczko. Gdyby ludzie nie szeptali w czasie długich, deszczowych zim, wszyscy by powariowali. Ta Conner jest twarda. Trzeba na nią uważać. Zabiła własną matkę. Rainie westchnęła i zdała sobie sprawę, że facet w granatowym garniturze wciąż się jej przygląda. – Mogę w czymś pomóc? – zapytała ostro. – Lorraine Conner? – To zależy. A kim pan jest? http://www.chorobynerek.com.pl/media/ - Bezkofeinowa czy zwykła? - Moim zdaniem bezkofeinowa jest bez sensu. Mary Olsen uśmiechnęła się, wyglądała na zdenerwowaną. Rainie stwierdziła, nie bez satysfakcji, że pani doktorowa Olsenowa bała się jej. Mary zaczęła schodzić. Obiema rękami trzymała się poręczy, co Rainie uznała za interesujące. Tak, była kelnerka mieszkała teraz we wspaniałej posiadłości, ale najwyraźniej nie czuła się z tym dobrze. Kiedy zeszła na dół, Rainie drugi raz poczuła się zaskoczona. Kobieta była o prawie dziesięć centymetrów wyższa niż Rainie myślała, miała ciemne oczy i cechy supermo¬ delki. To wyjaśniało zainteresowanie doktora Olsena, tylko że on ją źle ubierał. Chrzanić Laurę Ashley! Mary powinna chodzić w wydekoltowanych sukienkach, najlepiej grzesznie czerwonych. Ale wówczas lokaje musieliby się zmieniać o wiele częściej.

Żołądek dawał się jej we znaki. Nie dała się przekonać do mięsa, które usiłowali jej zaserwować na pokładzie samolotu. Mimo to nie chciała stracić okazji do obejrzenia zmiany warty w garnizonie policji. Posiłek musiał za¬ czekać. Skierowała się do Wirginii z nadzieją, że będzie miała szczęście. Przez półtorej godziny przeklinała i złorzeczyła. Wreszcie spotkała szeryfa Sprawdź jak w gorączce, ale mimo to nie opuściła broni. - Kimberly! - warknęła Rainie. Nie chciała puścić swojego pistoletu, ale czuła, że sytuacja zaczyna wymykać się spod kontroli. Andrews popatrzył na nią. Kimberly odruchowo też skierowała wzrok na Rainie. - Nie! - krzyknęła Rainie, ale było już za późno. Kiedy tylko Kimberly przestała patrzeć na Andrewsa, on z całej siły uderzył ją lewą ręką w przedramię. Kimberly krzyknęła. Pistolet wypadł jej z dłoni. Rainie poderwała swoją broń, ale w tym momencie broń Andrewsa już była w nią wycelowana. - Ufam, że będziesz rozsądniej sza - powiedział, wykręcając Kimberly rękę za plecy i zasłaniając się dziewczyną jak tarczą. Rainie skinęła głową. Powoli odłożyła pistolet na dywan. W tym czasie spojrzała na dużą czarną torbę. Po co mu taka duża torba? Co mógł w niej