- Nie pamietasz ju¿, co sie stało wczorajszej nocy? Marla zacisneła palce na jego rekawie. - Pomó¿ mi, Nick. Przekrzywił głowe, przygladajac sie jej uwa¿nie. Zacisnał usta i pokrecił głowa, jakby dziwił sie własnej głupocie. - Prawde mówiac uwa¿am, ¿e to du¿y bład, ale co tam, jak mówisz, sama tego chciałas. -Nagle skrecił, pociagajac ja 353 za soba pod drzwi zamknietego ju¿ sklepu. Tam, w tej płytkiej wnece, wział ja w ramiona. Przycisnał ja mocno do siebie, pochylił sie nad nia i pocałował. Był to pocałunek nie tyle brutalny, co rozpaczliwy. Głodny. Namietny. Zapierajacy dech w piersiach. Jego usta, po¿adliwe i stanowcze, przylgneły gwałtownie do jej warg i Marla poczuła nagle ukłucie bólu w miejscach, skad niedawno usunieto jej druty. Drgneła i odruchowo rozchyliła usta, a w tej samej chwili jezyk Nicka wslizgnał sie miekko miedzy jej zeby. Marla czuła smak kawy, ciepło bijace od skóry Nicka i jego szorstki zarost pocierajacy miekko o jej policzek. Ból ustapił miejsca wszechogarniajacemu uczuciu http://www.chatkapuchatka.edu.pl rodzine - rodzine, która tak rzadko widuje? A mo¿e, by kogos zabic? Zaschło jej w gardle. Podniosła rewolwer, otworzyła komore i zobaczyła kule. Był naładowany. Wydawał jej sie nieporeczny. Cie¿ki. Zabezpieczyła go i ju¿ miała odło¿yc do szuflady, ¿eby Alex nie zorientował sie, ¿e grzebała w jego rzeczach, kiedy nagle zmieniła zdanie. Bron mo¿e jej sie przydac. Ponadto zabierajac stad bron, bedzie miała pewnosc, ¿e Alex nie zrobi z niej u¿ytku. O Bo¿e, dlaczego nie mo¿e mu zaufac, czuła, ¿e nie mo¿e. Kim własciwie jest ten człowiek, skryty, tajemniczy, 394 zamykajacy wszystkie drzwi na klucz i trzymajacy rewolwer w szufladzie biurka. Kim jest ten człowiek, jej ma¿? Spojrzała na
przera¿enie na twarzy Aleksa. Doktor Robertson wszedł akurat do jej prywatnego pokoju. Bóle tak sie nasiliły, ¿e prawie nie była w stanie myslec. - Naprawde? - Tak, chocia¿ tyle dobrego moge o sobie powiedziec. Ale było ju¿ za pózno. Czułam, ¿e zaraz urodze. Alex Sprawdź Światło zgasło, ale była pewna, że została przyłapana. Szczękając zębami, spróbowała użyć pierwszego klucza. Bez powodzenia. Drugi również nie pasował. Kiedy trzeci klucz też na nic się nie przydał, tak się zdenerwowała, że ledwo mogła ruszać palcami. A jeśli zostawiła jakiś komplet kluczy w domu? Jeśli żaden klucz nie był właściwy? A jeśli?... - Kto tam, do cholery? - zabrzmiał donośny głos. Shelby aż podskoczyła. Pisnęła. Wyrżnęła w kierownicę. Klakson zaryczał. Gdzieś na zewnątrz rozległo się ujadanie psa i w tym momencie ktoś gwałtownym ruchem otworzył drzwi samochodu. Światło w środku znowu się zapaliło. W jego ostrym blasku Shelby patrzyła w rumianą, zaciętą twarz Rossa McCalluma. Mokre włosy oblepiały mu czaszkę, oczy przypominały szparki, a mina wyrażała ni to zaskoczenie, ni to satysfakcję. W wielkiej pięści ściskał pistolet ze srebrną lufą. Shelby omal nie zsiusiała się w majtki. - A to dopiero, spójrzcie no, kogo my tu mamy? Córunia sędziego, akurat tutaj, w tym cholernym wozie.