– Jakieś plany na kolację? Jestem w mieście. Stawiam.

– Miło cię widzieć. – Ale co ty... To znaczy, wiem, że dzwoniłeś i że powinnam była oddzwonić, ale nie wiedziałam, że jesteś tutaj, w Kalifornii. – Rozejrzała się nerwowo po parkingu, jakby się obawiała, że ktoś zobaczy, że z nim rozmawia. Wyprostowała się, jakby szykowała się do potyczki z całym światem. A przynajmniej z Bentzem. – Jezu. A... nigdy nie myślałam, że jeszcze kiedyś cię zobaczę. – Chciałbym z tobą porozmawiać – zaczął. – O Jennifer. Wydawało się, że pobladła pod opalenizną i znowu nerwowo rozejrzała się po parkingu. Bramę minęła właśnie furgonetka, z przodu siedziało dwóch mężczyzn. – Tutaj? – Zapraszam cię na kawę. Albo lampkę wina? – Och, nie... – Nagle przypomniała sobie o koleżance. – Sherilou. – Wskazała Bentza ręką, w której trzymała siatkę z książkami. – To Rick Bentz, stary... mąż mojej przyjaciółki. Rick – Sherilou. Obie uczymy angielskiego. Sherilou poprawiła torebkę na ramieniu i podała Bentzowi rękę. – Miło mi – powiedziała, choć było to oczywiste kłamstwo. W jej wzroku malowała się podejrzliwość, uścisk jej ręki był słaby, niepewny. – Muszę lecieć. – Uśmiechnęła się sztucznie do Bentza. – Miło było cię poznać – odpowiedział. Słońce odbijało się od dachów samochodów. – Ciebie także. – Spojrzała na Tally. – Słuchaj, muszę już lecieć. http://www.bt-foto.pl/media/ z cichym trzaskiem i po chwili na patio zastukały pazurki. Przez werandę maszerował Hairy S, terieropodobny kundel jego drugiej żony O1ivii. Spłoszona wiewiórka czmychnęła na wysoką sosnę. Hairy, którego ochrzczono na cześć Harry’ego S. Trumana, ulubionego prezydenta babki O1ivii, dosłownie oszalał. Obszczekiwał pień, usiłował się wspinać na gałęzie, a wiewiórka kpiła z niego w żywe oczy, siedząc spokojnie na wysokim konarze. – Hairy, cicho! Bentz nie był w nastroju. Czuł narastający ból głowy, a ponadto podczas upadku jego duma mocno dzisiaj ucierpiała. – Co ty wyprawiasz, do cholery? – huknął Montoya i mało brakowało, a Bentz znowu runąłby jak długi. – Chodzę bez kuli czy laski, a jak to wygląda? Bentz odwrócił się i zobaczył, jak jego partner mija furtkę i pokonuje dzielącą ich

do pracy, za wszelką cenę musiał się wyrwać z tego przytulnego domku. Wziął ze sobą laskę. Melinda Jaskiel poprosiła o sześć tygodni – połowa tego czasu już minęła. Nie mógł dłużej czekać. Musi przekonać szefową, że jest gotów do pracy, przynajmniej w niewielkim wymiarze godzin. Akurat wsiadał do dżipa, nie zwracając uwagi na ból w plecach, gdy rozdzwoniła się jego komórka. Sprawdź Zastanawiał się, czy nie powiedzieć O1ivii o tej całej sprawie z Jennifer, ale nigdy nie lubił gadać; nie był typem, który dzieli się swoimi nadziejami i obawami. A teraz wszystko się zmieniło. Minął grupę artystów prezentujących swoje dzieła na zewnątrz otaczającego plac ogrodzenia z kutego żelaza. Saksofonista pastwił się nad znanym motywem; otwarty futerał czekał na drobne od przechodniów. Nieco dalej tarocista czytał z karty, a dwudziestoparoletnia turystka chciwie chłonęła każde jego słowo. Kolejny dzień w Dzielnicy Francuskiej. Lało coraz mocniej. Bentz przeszedł przez jezdnię obok smętnej dorożki i wszedł do sklepiku. O1ivia właśnie nabijała należność na kasę: kilka koszulek, pudełeczko piasku, kamieni, miniaturowe grabki – zestaw do relaksu – miniaturowa główka aligatora i dwie staroświeckie lalki. Patrząc na makabryczny towar, Bentz doszedł do wniosku, że najwyższy czas, by żona