W porządku?

- Nie masz u siebie wykazu parów, kuzynko Anne? - Niestety, nie. A zresztą, po co mi taka książka? - Kobieta pokręciła głową. - Moja droga, po obiedzie przejdziemy się do kościoła; chrzcielnica normańska i tutejsze nagrobki wydają mi się godne obejrzenia. Pochowani są tam Candoverowie; pamiętasz grobowiec Elżbiety, z kamiennymi figurami lorda i lady, leżącymi po obu stronach? - Tak, a u ich stóp klęczą dzieci. W kościółku spotkały pastora Lamba. - Moja młoda kuzynka interesuje się kaplicą Candoverów - wyjaśniła pani Stoneham. - Oczywiście. To będzie smutny dzień, kiedy odejdzie ostatni z tej rodziny, pani Stoneham. Muszę stwierdzić, że nie uczęszczali zbyt często do kościoła. - Obecny markiz jest czwarty czy piąty? - zapytała pani Stoneham. - To piąty markiz. Jak pani zapewne wiadomo, jego brat dzierżył tytuł zaledwie przez kilka miesięcy. Clemency spojrzała znacząco na kuzynkę Anne. - Mój Boże, czy to był jakiś wypadek? Dopiero co przyjechałam i nie znam tej historii. - Niestety, zginął w awanturze pijackiej - odparł pan Lamb opierając się o pulpit. - Lord Alexander był wyjątkowo leniwym i zatwardziałym w grzechu młodym człowiekiem. Rzadko przychodził do kościoła i dopóki żył, żadna szanująca się rodzina nie posyłała nikogo do pracy na dworze. - Jakie... to dziwne, że obecny markiz nosi tak niezwykle imię - zauważyła Clemency. - W odróżnieniu od brata. - Wyjątkowo niechrześcijańskie imię - dodał pastor. - Dziwię się, że mój poprzednik zgodził się tak go ochrzcić. - Chodź, moja droga, nie przeszkadzajmy panu Lambowi pracy. Rozejrzymy się jeszcze po kaplicy - powiedziała pani Stoneham i skierowała się do wyjścia. Na miejscu wskazała na małą tabliczkę nagrobną umiesz¬czoną na ścianie. Pamięci Alexandra d’Evnecourta Ludovica Theobalda Candovera, czwartego markiza Storringtona. Urodzony 15 stycznia 1786 roku. Zmarł 21 marca 1817 roku. http://www.bolglowy.com.pl Co innego wyobraźnia, a prawda jest taka, Ŝe dane mu było otrzymać najsmaczniejszy kąsek na świecie. Nie wyłączając Patrice. Patrice w gruncie rzeczy nie lubiła się kochać, ale robiła to, bo uwaŜała, Ŝe jest to jej obowiązek. Ona i Alli róŜniły się pod kaŜdym względem. Alli była chyba najbardziej namiętną kobietą, jaką znał, i sądził, Ŝe chętnie uprawia z nim seks. Rad był, Ŝe moŜe sprostać jej wymaganiom. Nagle pewna myśl przyszła mu do głowy. Co będzie, jeśli teraz doszła do wniosku, Ŝe uprawianie miłości z nim jej nie wystarcza? Co, jeśli teraz uzna, Ŝe skoro on nie związał się z nią, ona moŜe umawiać się do woli z innymi męŜczyznami? Zacisnął zęby. Wyobraził sobie, Ŝe ona jest w łóŜku z innym i Ŝe ten inny męŜczyzna bierze ją w ramiona... Mark zaczerpnął powietrza. Powinien mieć pewność, Ŝe skoro Alli mieszka

pamięć. Oczywiście, Ŝe pamiętał, jak wówczas na widok Alli mowę mu odjęło. To była całkiem inna dziewczyna, w niczym nie przypominająca jego skromnej asystentki. Włosy, zwykle spięte klamrą, rozpuściła luźno, co uwydatniło ich bujność i blask. A suknia... ho, ho! Taki widok zostanie mu na zawsze w pamięci. Na innej kobiecie byłaby to zwykła czarna sukienka, natomiast na Alison był to iście królewski strój! Opamiętał się, gdy zobaczył, Ŝe trzyma w ręku szklankę wina, Sprawdź znikając teraz z ich życia. Nie wiem, czy by sobie z tym poradziły. .. Szczególnie Lizzie, tak łatwo ją skrzywdzić... Zresztą, wszystkie wiele wycierpiały. - Cały czas kurczowo zaciskała dłonie. - Czy mógłby pan zapomnieć o tym, co się dzisiaj rano wydarzyło? Proszę. Nie ze względu na mnie, oczywiście, ale... - Panno Tyler. - Wyglądała, jakby miała się zaraz rozpłakać, a on nie mógłby tego znieść. Mówiła, że Lizzie łatwo skrzywdzić. Ją również. Nie mógł dopuścić, by się rozpłakała, bo wtedy musiałby ją wziąć w ramiona i scałować łzy z jej oczu, a to byłaby katastrofa. Najlepiej zrobi, dystansując się od niej. Był na to tylko jeden sposób: musiał ją zdenerwować. - Tak? - zawahała się.