całe życie usiłowała przezwyciężyć i zepchnąć w czeluść niepamięci.

wiedziała dlaczego, ale bała się spojrzeć na te fotografie. Być może dlatego, że jej doznania były tak nowe i silne. A może dlatego, że to, co tam zobaczy, będzie stanowić jej przyszłość. Naszą przyszłość, poprawiła się w duchu. Richarda i Julianny. Z nabożeństwem otworzyła album na pierwszej stronie, a potem zaczęła oglądać kolejne zdjęcia, przejęta przyszłością, jaka na nią czeka. Jej życie miało się przecież zupełnie zmienić. Richard był taki, jak go sobie wyobrażała. Wysoki, z ciemnymi włosami, o atletycznej budowie ciała i chłopięcym uśmiechu. Wyglądał na silnego i pewnego siebie. Właśnie kogoś takiego potrzebowała. Tylko w nim mogłaby się zakochać. Richard i Julianna. I Kate, czyli problem. Julianna zmarszczyła brwi. Nie życzyła nic złego tej kobiecie, w końcu to również dzięki niej odnalazła Richarda. Gdyby Kate tak bardzo nie chciała mieć dziecka, nigdy by go nie poznała! Znowu zaczęła przeglądać fotografie, czytając kolejne podpisy. Richard i Kate na nartach w Aspen. Richard i Kate żeglują po jeziorze Pontchartrain. Wakacje w tropikach. Objęci. Uśmiechnięci. Patrzący sobie w oczy. http://www.beton-dekoracyjny.info.pl co kryje się za tą dyskusją. - Co zazwyczaj przynosisz? - Beznadziejną torbę ciastek - warknął Mały Jack i wybiegł z kuchni. - O co tu chodzi? - Malinda poprosiła Darrena o wyjaśnienie. - Mamy innych dzieci przygotowują pyszne kanapki albo pieką ciasto i takie tam. Nikt nie lubi, kiedy jest kolej Jacka, bo on zawsze przynosi nudne ciastka ze sklepu. Malinda na moment zapomniała o karmieniu Patryka. A więc o to chodzi, pomyślała ze smutkiem. Jest mu wstyd. Zatopiona w myślach poruszała łyżką w przód

Posiadłość Greenwoodów, zbudowana z szarego kamienia, z dwiema wieżami, jest imitacją angielskiego zameczku. Ogród wygląda tak, jakby opiekował się nim Jeff - stare drzewa, nieprzycinane krzewy, altana obrośnięta bluszczem. „Zaniedbany”, ale Laura wie, z jakim mozołem uzyskuje się te pozory zaniedbania. Jest kwadrans przed południem. Ma się stawić o dwunastej, nie śpieszy się więc z wysiadaniem z samochodu, im bliżej pory umówionego spotkania, tym bardziej nie daje jej spokoju to, co powiedziała Sandra Murciano. A raczej to, czego nie zdążyła powiedzieć. Laura wyjmuje z torby zlecenie i robi to, czego nigdy dotąd nie robiła - czyta je, punkt po punkcie, próbując doszukać się haczyka. Poza ostatnim punktem nie widzi nic niepokojącego. A nad nim już się zastanawiała i domyśliła się, o co chodziło Sandrze Murciano. Dzieciak Greenwoodów jest pewnie trudnym dzieckiem. Ale tego Laura się nie boi. Już się jej zdarzało opiekować maluchami, których rodzice, zanim w końcu odważyli się wyjść z domu, uprzedzali ją, że ich potomek bywa nieznośny, i w razie czego ma mu czytać Muminki albo Historię niegrzecznej dziewczynki, opowiedzieć bajkę o Kopciuszku albo o Królewnie Śnieżce, dać loda albo gorącą czekoladę z pianką marshmallow, trzymać za duży palec u nogi albo za ucho, głaskać po brzuszku albo po pupie, zagrozić jednookim piratem albo morskim potworem, a jeśli nic z tego nie pomoże - zadzwonić na numer zapisany na kartce przyczepionej magnesem do lodówki albo pinezką do tablicy korkowej i ściągnąć rodziców z przyjęcia, teatru, koncertu albo imprezy charytatywnej. Nigdy się nie zdarzyło, żeby musiała dzwonić po pomoc. Kiedy rodzice wracali, ich pociechy zawsze smacznie spały. Teraz też tak będzie, mówi sobie Laura i wysiada z samochodu. Czując, jak drobny żwir chrzęści pod butami, idzie do drzwi i pociąga za staroświecki dzwonek, który wydaje zupełnie nowoczesny dźwięk. Starsza kobieta, strojem, uczesaniem i wyrazem twarzy przypominająca Maggie, żonę Jeffa, staje w drzwiach, i zanim Laura otwiera usta, żeby się przedstawić, gosposia prowadzi ją przez hol, a potem przez korytarz do pokoju „pani”. „Pani”, wysoka ładna blondynka z włosami związanymi na karku w węzeł jedwabną chustką, w białych spodniach i bawełnianym swetrze w biało - granatowe paski, mierzy Laurę wzrokiem od stóp do głów. Dziewczyna wytrzymuje to spojrzenie i przypomina sobie, że kiedyś podobnie ubierała się jej mama - wtedy gdy wypływali w rejs ich jachtem, „Annabellą”. Sprawdź Williama Jacobsona w czasie jego kampanii. Osoby pracujące w punkcie ksero pomogły jej w odpowiednim rozmieszczeniu adresów i nagłówków. Julianna zapłaciła za dostęp do komputera, przepisała wszystko, a potem wydrukowała na laserowej drukarce. Efekt przeszedł jej najśmielsze oczekiwania. Szczególnie podobała jej się ta część, w której wyliczała swoje obowiązki jako asystentki senatora. Kto by pomyślał, że tyle się można nauczyć dzięki paru wycieczkom do biura senatorskiego i przysłuchiwaniu się rozmowom matki z jej przyjaciółmi politykami. W końcu zdecydowała, że jeśli coś się nie uda w czasie spotkania z Richardem, to zadzwoni do matki i poprosi, żeby senator się za nią wstawił. W ten sposób będzie kryta, gdyby zaczął sprawdzać jej referencje. W poniedziałek rano zadzwoniła do Sandy, żeby życzyć jej powodzenia.