- Muszę oczyścić cię z grzechu. - Hope szarpnęła córkę, rozebrała, zaciągnęła do wanny i siłą wsadziła do gorącej kąpieli. Gloria krzyknęła, ale matka przytrzymała ją bezlitośnie. - To nic w

Policjant puścił sarkazm mimo uszu. - Wiem, jak musi być ci ciężko. - Doprawdy? - zapytał Santos z bezsilną złością w głosie. - Też zamordowali ci matkę? Gliny też zlekceważyły jej śmierć? Też zasłużyła sobie na wzmiankę na szóstej stronie działu miejskiego? Też myślałeś o tym, że mógłbyś ją ustrzec przed śmiercią, gdybyś... gdybyś tylko był tego dnia w domu? - Uspokój się. Co to znaczy, mogłeś ją ustrzec? - A jak myślisz? - Santos jeszcze mocniej zacisnął pięści. - Gdybym był w domu... facet może by tego nie zrobił. Może by się przestraszył. A nawet gdyby nie, próbowałbym go powstrzymać, pomóc matce. Wiem, że... - Mógłbyś zginąć, jak ona. Prawdopodobnie tak właśnie by się stało. - Jacobs spojrzał mu prosto w oczy. - Ten człowiek, kimkolwiek jest, to groźny morderca. Nie przestraszyłby się piętnastoletniego chłopca. Zabija z rozmysłem, jest przebiegły. Nie zostawił po sobie żadnych śladów. Nikt go nie widział, nikt nie potrafi podać jego rysopisu. Przypuszczamy, że wcześniej już zabijał. Gdybyś był w domu, najprawdopodobniej zginąłbyś razem z matką. Takie są fakty, Victorze. - Mogłem... - Mogłeś być jeszcze jedną ofiarą. Kropka. - Przynajmniej byłbym na miejscu, próbowałbym jej pomóc. Przynajmniej wiedziałaby, że ja... - zamilkł zawstydzony i odwrócił wzrok. - Ona wiedziała, że ją kochasz. Na pewno nie chciała, żebyś i ty zginął. - Policjant poklepał Santosa po zaciśniętej w pięść dłoni. - Chodźmy porozmawiać z Pattersonem. Może ma coś nowego. - Wątpię. Ciągle powtarza to samo. Tego dnia nie było inaczej. Ta sama gadanina. Frazesy. Santos słuchał i narastała w nim coraz większa wściekłość. Miał ochotę przylać głupcowi. Ulżyłoby mu, chociaż Patterson skułby go pewnie, zanim Santos zadałby pierwszy cios. A jednak wiele by dał, żeby bodaj na moment zmazać z twarzy detektywa tę arogancką, pewną siebie minę. - Rozumiem, chłopcze, że matka była dla ciebie kimś bardzo ważnym - mówił Patterson. - Ale mam ważniejsze sprawy. Jeśli tylko znajdziemy coś nowego, wznowimy dochodzenie. Santos zerwał się tak gwałtownie, że krzesło poleciało z hukiem na podłogę. - Ty sukinsynu, nawet nie próbujesz! Nic nie znajdziesz, chyba że morderca pofatyguje się do ciebie i sam przyzna do winy! Detektyw zaplótł ręce na piersi, uniósł brew. - I to się zdarza. http://www.artproduction.com.pl/media/ - Sądzę, że mój sekret jest u pani bezpieczny. Dopiero teraz się obejrzała. Lucien Balfour sam wyglądał jak grecki bóg. Zaczęła się zastanawiać, czy jego ciało ukryte pod wytwornym strojem dorównuje wspaniałością posągom. W tym momencie napotkała jego wzrok i oblała się rumieńcem. - Myślałam, że wybiera się pan dzisiaj na aukcję koni - powiedziała lekko drżącym głosem. - Bo się wybierałem. Co muzealne eksponaty mają wspólnego z przygotowaniami do wielkiego balu? - Lucien! - zawołała pani Delacroix i podeszła do nich razem z córką. - Wiedziałam, że się do nas przyłączysz. - Nie zamierzam się przyłączyć, tylko dowiedzieć, co, u licha, tutaj robicie - sprostował. Na twarzy ciotki odmalowała się uraza.

- Dzień dobry, Szekspirze. - Podrapał teriera za uchem. - Szekspir! Wysoka, smukła postać zatrzymała się w pół kroku. - Dzień dobry, panno Gallant. - Dzień dobry, milordzie. Przepraszam, to się więcej nie powtórzy. Uciekł mi, kiedy otworzyłam drzwi swojego pokoju. Sprawdź - Naprawdę? - Wolno podniósł do ust jej dłoń. - Jeśli zaszczyci mnie pani walcem, będziemy mogli o tym porozmawiać. Panna Gallant wydała nieartykułowany dźwięk, ale postanowił nie zwracać na nią uwagi. Miał nadzieję, że jest zazdrosna, lecz było bardziej prawdopodobne, że chce ustrzec przed nim przyjaciółkę. Jak na osobę o zaszarganej reputacji odnosiła się do niego z nieuzasadnioną wyższością. - Z przyjemnością, milordzie. Uśmiechnął się miło. - Nie da się ona porównać z moją. - Chcesz się żenić? - rozbrzmiał za nim męski głos. Lucien omal nie jęknął. Na szczęście Belton ściszył głos, ale i tak usłyszało go dość osób z najbliższego sąsiedztwa, żeby do rana całe towarzystwo wiedziało o jego poszukiwaniach. Wicehrabia