- Byłem wściekły, kiedy to mówiłem.

- Hej, mały! Odwrócił się. W jego kierunku szedł jeden z policjantów. - Zdaje się, że kogoś zamordowali - szepnęła jakaś kobieta. - Do ciebie mówię. - Policjant położył dłoń na kaburze pistoletu. - Dokąd to? - Chcę wejść. - Santos ledwie mógł mówić. - Mieszkam tutaj. - Naprawdę? - Tak - przytaknął, wycierając spocone dłonie o spodnie. - Matka na mnie czeka. Spóźniłem się... musi być bardzo niespokojna. Zbliżył się drugi policjant. Miał młodą, dziecięcą twarz, łagodne błękitne oczy; aż dziw, że taki dzieciak nosił już odznakę i broń. - Nazywasz się jakoś? - spytał starszy z gliniarzy. - Victor Santos. Policjanci wymienili spojrzenia. - Santos? Skinął głową, czując, że żołądek podchodzi mu do gardła. - Gdzie byłeś dzisiaj w nocy, Victorze? - Z kumplami... wyszedłem, kiedy matka poszła do pracy. Obiecałem jej, że będę siedział w domu, ale... - wziął głęboki oddech, miał wrażenie, że świat wali mu się na głowę. - Zlitujcie się, ona tam pewnie umiera ze strachu. - Masz przy sobie jakiś dokument? - Nie, ale moja mama może... - Ile masz lat, Victorze? - Piętnaście. - Znowu przypomniały mu się ostrzeżenia matki, jej strach przed opieką społeczną. Zaczął drżeć. - To nie jej wina, tylko moja. Ona jest naprawdę dobrą matką, dba o mnie. - Spojrzał błagalnie na młodszego policjanta, tego o łagodnej, dziecięcej twarzy. - Urwałem się z domu wieczorem. Matka ukręci mi łeb, kiedy mnie zobaczy. Proszę, nie zawiadamiajcie opieki społecznej. Policjanci ponownie wymienili spojrzenia. http://www.aptekarskie.pl/media/ Przerażona Gloria zasłoniła sobie dłonią usta. - Rozumiesz teraz, dlaczego uciekłam? Dlaczego nie wracałam? Gdybym tam została, umarłabym. Moja dusza by... sczezła. - Ale twoja matka... kochała cię. Starała się chronić. Wysłała do szkoły... - Tak, kochała mnie - przytaknęła Hope z odrazą w głosie. - I ja ją kochałam. Ale to przez nią cierpiałam, to ona skazała mnie na to ohydne, nędzne życie. Chciałam uciec. Zapomnieć. Stać się kimś innym. Niczego bardziej nie pragnęłam. - Spojrzała błagalnie na córkę. - I gdy nadarzyła się sposobność, uciekłam. - Westchnęła głęboko. - Spróbuj mnie zrozumieć. Spróbuj mi... wybaczyć, Glorio. Nie mam już sił. Gloria przytuliła matkę. - Nie stracisz mnie. Przeszłaś straszne rzeczy. Rozumiem, że chciałaś uciec i o wszystkim zapomnieć. Ale dlaczego okłamywałaś mnie i ojca? A ją? Czy musiałaś odrzucić ją tak bezwzględnie, tak bez litości? Czy to okrucieństwo było naprawdę konieczne? Hope wtuliła twarz w ramię córki. - Bałam się o siebie. A później o ciebie. – Uniosła wzrok. - Twój ojciec przecież nie ożeniłby się ze mną, gdyby znał moją przeszłość. Wyobraź sobie reakcję babki St. Germaine na wieść o tym, że jestem córką Lily Pierron. Każdy, kto wychował się w Nowym Orleanie, słyszał o tych kobietach. Pochyliła twarz i zaczęła szlochać suchym szlochem bez łez. - Bardzo się bałam. Nadal się boję. Nie chcę, żeby ktokolwiek wiedział. Straciłabym wszystko, Glorio. - Już dobrze, mamo. - Gloria pogłaskała ją po głowie. - Rozumiem. Jeżeli o to ci chodzi, nic nikomu nie powiem. - Dziękuję - wyszeptała Hope.

- Panno Gallant, karoca już czeka - oznajmił kamerdyner. - Słyszała pani? Mamy jechać zakrytym powozem w taki piękny dzień. To okrutne! - Lord Kilcairn z pewnością miał swoje powody, pani Delacroix - powiedziała Alexandra uspokajającym tonem i ruszyła do drzwi. - Jest tyranem. Cała rodzina ze strony jego ojca to tyrani. Dzięki Bogu, że większość z nich nie żyje! Sprawdź - Pomyślałam, że zajmując się tylko mną, po raz drugi utracisz przyjaciół. - Gdy chodzi o taką kobietę, nic nie jest ważne. Klara zauważyła, iż patrzył na nią z niezwykłą czułością. Ujęła jego twarz w dłonie i pocałowała. - Bryce! - Usłyszał glos siostry, więc oderwał się od Klary. - Idź do niej, bo zaraz zacznę się tu z tobą kochać - powiedział i spróbował skoncentrować się na grillu, choć w myślach miał ostatnią noc, podczas której nie mogli nasycić się sobą na podłodze sypialni. Pomyślał, że do dzisiejszej nocy brakuje jeszcze wielu godzin i westchnął. Klara przysiadła nad basenem, by pilnować Karoliny jak pozostałe matki, mężczyźni zaś skupili się wokół grilla. Bryce żartował z siostrą. Widać było, że kochają się jako rodzeństwo, a Hope bardzo pragnie szczęścia brata. Wszystko to sprawiło, iż Klara zaczęła się zastanawiać, co teraz robi jej rodzina. Ile lat mają synowie Mike'a? Czy Cassie już się zakochała? Może ktoś złamał jej serce, a w pobliżu nie było siostry, która by ją pocieszyła. Co z Richardem? Nie była nawet na jego weselu. Właściwie czuła żal do nich wszystkich, że zapomnieli, iż ona istnieje i może mieć własne plany. Chciała ich za to ukarać, była zła, że tak ją potraktowali. Teraz jednak boleśnie za nimi tęskniła. - Hope, popilnujesz chwilę Karoliny? Muszę coś sprawdzić - powiedziała i ruszyła do domu, gdy tylko siostra Bryce'a weszła do basenu, by zająć się małą. Wyciągając komputer z torby, pomyślała, że to, co chce zrobić, może spowodować kłopoty, a jednak przez Irlandię, Bangkok i Bombaj połączyła się telefonicznie z domem w Georgii. Serce mocno jej bilo, gdy czekała, zanim ktoś podniósł słuchawkę. - Mieszkanie Caldwellów - usłyszała męski głos. - Cześć... - zaczęła i musiała przełknąć ślinę, bo głos odmówił jej posłuszeństwa. - Kto mówi? - Richard?