Spojrzał na trzy komputery, dzięki którym prowadził

kolorach. Mały Jack jako tłuściutkie niemowlę wyrywające się kąpiącej go matce. Bliźniaki na wysokich krzesłach, przed każdym tort z jedną świeczką i „Sto lat" w tle. Patryk, nie większy od lalki, śpiący na piersi ojca. Mimo że Laurel pojawiała się na wszystkich taśmach, Malinda miała wrażenie, jakby była nieobecna. Było w niej coś - może w oczach albo w nerwowych ruchach - co sprawiało wrażenie, jakby szukała sposobu ucieczki. I, w pewien sposób, rzeczywiście jej się to udało. Jack dzielił się z Malindą niepokojem Laurel, jej ciągłym poszukiwaniem szczęścia. Według Malindy miała ona wszystkie potrzebne składniki: dom z czwórką zdrowych dzieci i kochającego męża: Czegóż chcieć więcej? Kiedy na ekranie pojawił się śnieg, a dźwięk przypominał szum oceanu, Jack wstał i wyłączył wideo. - Aż trudno uwierzyć, że to te same dzieci - powiedział. Wzruszona tym komentarzem Malinda wzięła go http://www.abc-budowadomu.net.pl/media/ Potrząsnęła głową, chcąc odpędzić od siebie ponure myśli, i uśmiechnęła się do męża. – Nie sądzę. Przecież zawsze mnie ogrzejesz... Posłał jej przewrotny uśmiech. Zupełnie nie wyglądał na swoje trzydzieści pięć lat, już prędzej na dwadzieścia, kiedy po raz pierwszy go spotkała, najwyżej na dwadzieścia pięć, kiedy to wzięli ślub. Richard mrugnął do niej porozumiewawczo. – Masz rację. Moglibyśmy się rozebrać i zrobić to tu i teraz. – Obrzydliwa perwersja – mruknęła, zarzucając mu ręce na szyję. – Z przyjemnością tego spróbuję. Zaśmiał się i pochylił głowę, tak że ich czoła się zetknęły. – Ciekawe, co pomyśleliby nasi goście. – Na szczęście są zbyt dobrze wychowani, żeby przychodzić tu bez

ramieniu rękę, potwierdzającą tę bliskość. Odwróciła się. - Dzieci tęsknią za tobą, Malindo. I chcą, żebyś wróciła do domu. Do domu? Malinda z całych sił starała się nie ulec pokusie. Niełatwo było być opiekunką chłopców. Sprawdź Laura przesuwa się jeszcze trochę i wie, dlaczego. Wstydzi się ich. Wstydzi się, że musi pracować jako opiekunka tego rozwydrzonego bachora, który za jej plecami otwiera kolejne pudelka puzzli i wysypuje wszystkie na podłogę. A jeszcze bardziej wstydzi się tego, że się wstydzi. 5 Laura siedzi na misiowatej kanapie i spod na wpół opuszczonych powiek przygląda się twarzy aniołka, bo Grace, kiedy wreszcie zasnęła po lanczu i długim spacerze w pobliskim parku, wygląda jak rudowłosy aniołek. Śpi już od godziny i Laura stara się nie poruszać, nawet nie oddychać, żeby jej tylko nie obudzić. Zgodnie ze zleceniem, ma się dzisiaj opiekować Grace do ósmej wieczorem. Jeśli do tego czasu wytrzyma, dostanie czek na trzy lekcje baletu u Juliena Rousselina. Kiedy wczoraj koleżanki chciały wyciągnąć ją po lekcjach do nowo otwartej pizzerii w pobliżu ich szkoły, szybko obliczyła, że najmniejsza i najprostsza pizza kosztuje tyle co sześć minut lekcji tańca, i nie poszła z nimi. Półtora roku temu, zaraz po tym, jak zbankrutowała firma jej taty, Laura dopięła czegoś, czego - jak dowiedziała się w sekretariacie swojej dawnej szkoły - dotąd nie udało się osiągnąć żadnemu uczniowi: w połowie trymestru zmieniła wybrany przez siebie przedmiot na inny, choć - zgodnie z regulaminem - można to było zrobić nie później niż po dwóch trymestrach. Niewiele to zmieniło, ponieważ wkrótce rodziców Laury nie było już stać na opłacanie drogiej prywatnej szkoły i musieli ją zapisać do publicznej. Ale zanim się to stało, przez trzy tygodnie chodziła na zajęcia z podstaw ekonomii, którą wybrała, rezygnując z lekcji historii muzyki. Nie rozumiała - a już na pewno nie zapamiętała - prawie nic z tego, co słyszała na tych lekcjach, o zysku brutto i netto, obrotach, kosztach uzyskania przychodu. Ale na jednej z trzech, może czterech lekcji, w których uczestniczyła, była mowa o tym, że w historii ludzkości nie zawsze przeliczało się wszystko na pieniądze. Były muszelki, sól, srebro, złoto. Wtedy brzmiało to dla niej zupełnie abstrakcyjnie, ale od jakiegoś czasu to rozumie. Liczy nie w dolarach, tylko w godzinach lekcji tańca w szkole baletowej Juliena Rousselina. Teraz siedzi bez ruchu, chociaż od pół godziny strasznie chce jej się siusiu. Woli jednak nadwerężać pęcherz, niż obudzić Grace, która ją zaskakuje, zaciekawia, intryguje, ale przede wszystkim doprowadza do szału. Mimowolnie obraca głowę i widzi rozsypane na podłodze puzzle. Już kilka razy chciała wstać i je pozbierać. Nie wie nawet, co ją powstrzymuje - obawa, że obudzi Grace, czy świadomość, że nie powinna tego robić, ponieważ nie jest to wychowawcze. Jednak lęk, co pomyśli pani Greenwood, kiedy zobaczy ten bałagan, nie daje Laurze spokoju. Ostrożnie wstaje z kanapy i na palcach robi kilka kroków. Nie spuszcza wzroku z rudowłosego aniołka, gotowa w każdej chwili zamienić się w głaz na pierwszą oznakę, że mała się budzi. Dochodzi do rozrzuconych puzzli, przykuca i zaczyna je zbierać. W ich układaniu nie jest wprawdzie tak sprawna jak Grace, ale widzi, że ma w ręku fragment ucha Myszki Miki, kawałek palmy z fotografii przedstawiającej zachód słońca na Hawajach, zamglone oko ślepca Brueghla, a do tego kilka części, których nie jest w stanie skojarzyć z żadnym z obrazków na pudełku. Nie ma pojęcia, co z nimi zrobić, w dodatku głowa Grace się poruszyła. Laura zamiera, przez dobrą minutę trwa w bezruchu i dopiero kiedy się upewnia, że dziewczynka przewróciła się z lewego boku na prawy i śpi nadal, oddychając równym rytmem, rzuca kawałki puzzli na podłogę. Zdaje sobie sprawę, że nie uda jej się ich posegregować, a poza tym uważa, że wyręczanie małej w sprzątaniu byłoby niewychowawcze. Podnosi się i zwabiona dobiegającymi z dworu głosami, podchodzi do okna. Połowa kwietnia - nawet bardzo ciepłego, jak w tym roku - nie jest w stanie New Hampshire najlepszym okresem na korzystanie z otwartego basenu, ale dwie dziewczyny i dwóch chłopców, których widziała wcześniej w strojach do gry w tenisa, najwyraźniej nie podzielają tego zdania i pluskanie się w basenie sprawia im wielką przyjemność. Laura również go nie podziela i najchętniej wskoczyłaby do wody razem z nimi. A tymczasem stoi, ukryta za zasłoną, i przygląda im się z zazdrością, do której sama przed sobą nie chce się przyznać.